Jakoś tak mam, że planując trasy, nie doceniam odległości, które trzeba przebyć. Szczególnie podczas dłuższych wypraw za granicę. Tak było w Szkocji, tak też było na Islandii. Drugie miejsce noclegowe zaplanowałem bowiem ponad 600 km od pierwszego. A południowa Islandia to kilka bardzo ciekawych miejsc do zobaczenia. Jednak jakoś daliśmy radę.
Wodospad Seljalandsfoss
Z Selholt wyruszyliśmy samochodem z samego rana. Pierwszym punktem wycieczki tego dnia był wodospad Seljalandsfoss. Znajduje się on tuż przy drodze numer 1. Wystarczy tuż za rzeką Seljalandsa skręcić w lewo w dobrze oznaczoną drogę 249. Trafimy pod sam wodospad. Parking jest płatny w automacie. Koszt w 2021 roku to 700 koron.
Niestety pogoda nas nie rozpieszczała i od samego początku padało i wiało solidnie. Aparat więc został w plecaku, a jedyne zdjęcia udało mi się robić komórką. Mimo to wodospad prezentuje się na nich okazale. Ma około 60 metrów wysokości a jedno szerokość sięga 15 metrów. W wodę zasila go rzeka mająca swój początek w lodowcu Eyjafjallajokull. Pomimo tego, że do największych w południowej Islandii wodospadów sporo mu brakuje, jest bardzo popularny wśród turystów. Być może dlatego, że można go obejść od tylnej strony. Między klifem a strumieniem wody jest bowiem ścieżka prowadząca za kaskadę.
Wodospad Skogafoss
Kilkanaście kilometrów dalej znajduje się kolejny wodospad. Tym razem trochę większy i bardziej widowiskowy Skogafoss. Ma on podobną wysokość do Seljalandsfoss, jednak jest sporo szerszy. Przepływa przez niego też zauważalnie więcej wody.
Moc spadającej z prawie 70 metrów masy wody robi niesamowite wrażenie. Ponadto podnosi sporo pyłu wodnego. Jeśli więc chcecie podejść bliżej, musicie liczyć się z tym, że sucho nie będzie… ;-). Warto zatrzymać się choć na chwilę. Dodam, że parking przy wodospadzie jest darmowy.
Punkt widokowy Dyrholaey – królestwo Maskonurów – Południowa Islandia
Kolejne kilkanaście kilometrów i znów przystanek podczas naszej wycieczki. Tym razem na Dyrholaey. To półwysep, czy raczej niewielki cypel będący częścią wysokiego klifu. Znajduje się tam latarnia morska. Jej położenie nie jest przypadkowe, bo widać stamtąd doskonale całą okolicę. Zresztą, pierwsza latarnia powstała tam już w 1910 roku. W 1927 została natomiast zastąpioną tą, którą możemy podziwiać obecnie.
Na szczyt można dojechać samochodem. Zwykła osobówka spokojnie da radę. A zdecydowanie warto, bo miejsce to upodobały sobie ptaki będące jednym z symboli Islandii, czyli Maskonury.
Islandia to miejsce, gdzie Maskonury można podziwiać z bardzo bliska. Nam udało się je zobaczyć i obfotografować z około dwóch metrów. Sporo zdjęć znajdziecie w galerii pod wpisem. Dość trudno jest je jednak uwiecznić w locie. Te niepozorne ptaki są naprawdę szybkie. Poza Maskonurami można tam również spotkać mewy i nurzyki. Ze względu na okres lęgowy, klif jest zamknięty dla turystów od 1 maja do 25 czerwca. Warto o tym pamiętać planując wyprawę.
Atrakcje Islandii: Półwysep Dyrhólaey
Wulkaniczne skały powstałe w wyniku erupcji sprzed 80 tysięcy lat uformowały w wyjątkowy sposób. Tworzą cypel, w którym na poziomie wody są dwa otwory. Jedne z nich jest on na tyle duży, że zmieściłby się tam nawet niewielki statek. Podobno udało się nawet tamtędy przelecieć samolotem. Miał dokonać tego kaskader o nazwisku Tomme Taylor.
Południowa Islandia: Czarna plaża z podstępnymi falami
Z półwyspu Dyrholaey widać kolejny punkt naszej wyprawy po Islandii, czyli Czarną Plażę (Reynisfjara Beach). Nie da się jednak do niej bezpośrednio dotrzeć. Trzeba wrócić do szosy numer 1 i z niej skręcić w kierunku Reynisfjara. Miejsce to jest bardzo popularne wśród turystów. Może się zdarzyć, że niewielki, bezpłatny parking będzie pełny. My mieliśmy szczęście i po zaparkowaniu naszej Fiesty poszliśmy w kierunku oceanu. Już po kilkunastu metrach dotarliśmy nad brzeg.
Plażę Reynisfjara warto odwiedzić z kilku powodów. Czarny, wulkaniczny piasek to coś u nas kompletnie niespotykanego. Jaskinia Halsanefshellir jakby wyrzeźbiona w skale góry, bazaltowe słupy wyrastające wprost z oceanu, czy iglice skalne zwane Reynisdrangar. Według lokalnej legendy to trolle zamienione w skałę przez promienie słoneczne.
Na Czarnej Plaży warto zachować ostrożność
Plaża, pomimo swojego piękna bywa też zdradliwa i niebezpieczna. Występuję tu zjawisko tzw. Sneaker Waves. To fale, które pojawiają się „znikąd”. Ponadto wchodzą w ląd dużo dalej, niż można by się spodziewać. To zjawisko ma na swoim koncie już kilkanaście ofiar. Warto więc nie podchodzić zbyt blisko oceanu i nie pozostawać zbyt długo odwróconym tyłem do niego.
Kanion Fjadrargljufur: niezwykłe miejsce i rzeźba terenu – Południowa Islandia
Kanion Fjadrargljufur (Fjaðrárgljúfur) znajduje się około 40 kilometrów na wschód od Czarnej Plaży. Z drogi numer 1 musimy skręcić w lewo w drogę oznaczoną jako 206 Holtsvegur. Droga nie należy do najłatwiejszych. Jest sporo podjazdów, szuter z większymi kamieniami i jednopasmowy most pod górkę. Nawet nasza Fiesta dała radę, więc latem nie powinniście mieć problemów z dotarciem na miejcie. Po około kilometrze dojeżdżamy do niewielkiego parkingu tuż przy kanionie. Niestety do jego wnętrza nie da się wejść. W internecie znalazłem kilka wpisów sugerujących, że jest lub było to możliwe. Żeby więc podziwiać ten cud natury, pozostaje nam ścieżka wzdłuż jego górnej krawędzi i punkt widokowy. Warto jednak na początek udać się na niewielki most i stamtąd podziwiać wejście do kanionu oraz pole lawy po drugiej stronie.
Następnie z mostu możemy ruszyć ścieżka po prawej stronie kanionu pod górę. Warto jednak patrzeć nie tylko do przodu. Panorama na kanion i pole lawy poniżej z każdym metrem wysokości jest coraz ciekawsza.
Kanionu Fjadrargljufur postał prawdopodobnie ok 9000 lat temu w czasie ostatniej epoki lodowcowej, a w zasadzie pod jej koniec. To wtedy topniejące wody lodowca utworzyły rzekę o dużej sile wody, która wyrzeźbiła ten malowniczy wąwóz. Obecnie rzeka Fjadra (Fjaðrá) przepływająca tędy jest stosunkowo niewielka. Swoje źródło ma w górze Geirlandshraun.
Na pobyt w tym miejscu warto moim zdaniem zarezerwować sobie około godziny. Da radę oczywiście skrócić ten czas, ale wydaje mi się , że nie warto. Miejsce jest tak malownicze, że przynajmniej mi, nie chciało się stamtąd wyjeżdżać. Zwłaszcza że pogoda, która od rana nas nie rozpieszczała, zmieniła się całkowicie. Wyszło słońce i zrobiło się całkiem ciepło.
Dramatyczne spotkanie ognia i lodu
Po godzince spędzonej w kanionie Fjadrargljufur ruszyliśmy dalej na wschód drogą numer 1. Po drodze minęliśmy pozostałości po moście zniszczonym przez gwałtowną powódź. Wywołała ją eksplozją wulkanu Grimsvotn pod powierzchnią lodowca Vatnajokull. Olbrzymie masy wody i potężne bryły lodu zniszczyły masywną konstrukcję jak domek z kart.
Lodowcowa laguna Fjallsárlón
Po kolejnych kilkudziesięciu minutach jazdy dotarliśmy do laguny lodowcowej Fjallsarlon (Fjallsárlón). To mniejsza z lagun w tej części lodowca, a mimo to prezentuje się bardzo okazale. W tym niesamowitym miejscu można się przekonać o potędze największego na Islandii lodowca Vatnajokull. Na wodach jeziora powstałego z wód topniejącego lodowca odbywają się rejsy widokowe pontonami. I właśnie na zdjęciu poniżej, w lewym dolnym rogu, widać taki ponton (zabierający kilkanaście osób, więc dość spory). Można więc porównać skalę tej niepozornie wyglądającej ściany lodu.
Laguna lodowcowa Jokulsarlon
Laguna lodowcowa Jokulsarlon to przepiękne miejsce, zdecydowanie „must have” wizyty na południu Islandii. Jest tu co prawda trochę dalej do czoła lodowca, ale olbrzymie bryły lodu w wodzie tworzą apokaliptyczny krajobraz. Nam udało się trafić na słoneczną pogodę, która dodatkowo podkreśliła majestatyczne piękno. Co prawda wiało przeraźliwie, ale widok rekompensował chłód.
W wodzie laguny można spotkać sporo fok. Nad powierzchnią jeziora i na bryłach lodu widać dużo różnego rodzaju ptactwa. Miejsce jest dostosowane do ruchu turystycznego, więc znajdziecie tu sporo tablic informujących bardzo wszechstronnie o okolicy. Szkoda tylko, że budki z jedzeniem zamykają już o 17. Nie zdążyliśmy więc nic zjeść. Po zwiedzeniu laguny warto udać się także na pobliską plażę nad oceanem.
Laguny lodowcowe to jedne z największych atrakcji naszego przejazdu samochodem przez południe Islandii.
Diamentowa plaża – Południowa Islandia
Kolejną atrakcją tego miejsca, na którą warto poświęcić kilkanaście minut jest tak zwana Diamentowa Plaża. Jej nazwa wzięła się od brył lodu z lodowca zalegających tutaj. Z tego, co widziałem na zdjęciach w sieci, często bryły te są niewielkie i z przezroczystego lodu. Rzeczywiście sprawiają wrażenie rozsypanych na czarnym piasku diamentów. My trafiliśmy na dość spore, mlecznego koloru bryły lodowe. Może niezbyt diamentowa, ale bardzo fajne.
Południowa Islandia, gdzie droga jest atrakcją
Z laguny ruszyliśmy już bezpośrednio w kierunku naszego następnego noclegu w Breiddalsvik (Breiðdalsvík). No może nie całkiem bezpośrednio, bo zrobiliśmy sobie krótką przerwę na rybę z frytkami w Hofn. Nie zatrzymywaliśmy się już w kolejnych punktach z atrakcjami. Jednak okazało się po raz kolejny, że sama droga na Islandii jest fascynująca. Krajobraz fiordów wschodnich w promieniach obniżającego się słońca wyglądały fantastycznie.
Podsumowanie wycieczki – Południowa Islandia
Podróż tego dnia zajęła nam ponad trzynaście godzin. Na miejsce do Breiddalsvik dojechaliśmy więc bardzo zmęczeni, ale również pozytywnie naładowani emocjami. Zmienne otoczenie, od wodospadów i gór po lodowce i wybrzeże dało nam masę wrażeń. Uśmiechy nie schodziły z naszych twarzy nawet na chwilę.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉
Planujesz wycieczkę na Islandię? Zarezerwuj nocleg z Weekendowym Turystą i pomóż nam rozwijać bloga!
Planujesz urlop na Islandii? Chcesz zobaczyć lodowce i piękne widoki? Skorzystaj z Booking.com w celu rezerwacji noclegów. Rezerwując z naszego linka płacisz dokładnie tyle samo, a pomagasz nam w rozwoju bloga i przygotowaniu nowych, ciekawych materiałów.
Booking.com