Nasza islandzka wyprawa rozpoczęła się na lotnisku Keflavik. Po wylądowaniu i wypożyczeniu auta ruszyliśmy w kierunku naszego pierwszego noclegu – Selholt. Daleko nie było, więc po półtoragodzinnej jeździe i szybkim prysznicu już mogliśmy przytulić głowy do poduszek i nabrać siłę przed czekającą nas nazajutrz przygodą, czyli Golden Circle na Islandii.
Kerið – malownicze jezioro w kraterze wulkanu
Pierwszym punktem wycieczki po Golden Circle na Islandii był Kerið, czyli krater wygasłego wulkanu Grimsnes. Podejrzewa się, że wulkan ukształtował się ok 6500 lat temu w wyniku erupcji lawowej. Jego ostatnia aktywność miała miejsce około 35000 lat temu. Obecnie uznawany jest za wygasły.
W jego wnętrzu utworzyło się jezioro. Lustro wody jest nieduże – zaledwie 270 na 170 metrów. Głębokość 55 metrów też nie powala. Jednak miejsce jest fajne. Można zejść na sam dół i obejść zbiornik dookoła. Tuż obok głównego krateru są jeszcze dwa mniejsze, już niewypełnione wodą.
Przy głównej drodze (nr. 35) znajduje się parking. Samo zostawienie auta jest bezpłatne, jednak wstęp na teren to już koszt 400 koron od osoby. Jest to w sumie jedna z niewielu płatnych atrakcji przyrodniczych na Islandii. Czas potrzebny na obejście jeziora u góry i na dole to około 45 minut.
Raufarhólshellir – jeden z najdłuższych tuneli lawowych na Islandii
Z Kierid ruszyliśmy drogą 35 by następnie w okolicy miasta Selfooss skręcić w drogę numer 1 w kierunku Hveragerði. Tam na rondzie skręciliśmy w lewo w drogę 38 a następnie w prawo w drogę 39. Po kliku kilometrach jazdy dotarliśmy do drugiego punktu wycieczki – tunelu lawowego Raufarhólshellir. Niestety pogoda zamieniła się w koszmar. Silny wiatr, zamglenie i padający deszcz sprawiły, że zrobiło się nieprzyjemnie. Na szczęście schodziliśmy pod ziemię.
Do tunelu lawowego Raufarhólshellir można wejść jedynie w zorganizowanej grupie z przewodnikiem. Spacer trwa około godziny i niestety nie jest tani. Koszt tej przyjemności to 6900 koron od osoby, czyli trochę ponad 200 zł. Czy warto? Trudno mi jednoznacznie powiedzieć. Islandia ma tak wiele atrakcji, że pominięcie jednej niewiele by zmieniło. Jeśli więc chcecie trochę zaoszczędzić, to tutaj można to zrobić. Jeśli jednak macie trochę więcej funduszy, to jestem przekonany, że wydanych pieniędzy nie będziecie żałować.
Podziemny świat Islandii
Tunel lawowy Raufarhólshellir robi fantastyczne wrażenie. W jego początkowym odcinku, w kilku miejscach zapadł się strop, co sprawia, że do środka wpada światło dzienne. Dzięki temu można w pełnej okazałości zobaczyć jego potęgę. Po kilkudziesięciu metrach światło dzienne się kończy i wchodzimy do innego świata. Na ścianach widać zastygłą lawę, a zainstalowane tam, różnokolorowe oświetlenie potęguje wrażenie.
W głębi tunelu, po zgaszeniu świateł można doświadczyć niesamowitego uczucia ciemności jaskiniowej. Bez żadnego źródła światła oczy nie są w stanie przystosować się do ciemności. Nie widać więc kompletnie nic. Miałem już okazję w kilku „dziurach” w Polsce doświadczyć tego uczucia i przyznam, że nie chciałbym nigdy zostać w takim miejscu sam bez źródła światła.
Tunelu lawowy Raufarhólshellir powstał w wyniku erupcji wulkanu Leitin ponad 5000 lat temu. Płynąca lawa zachowuje się podobnie do zamarzającej na dużym mrozie rzeki. Wychłodzona powierzchnia zastyga a gorąca lawa pod jej powierzchnią wciąż płynie. Kiedy erupcja się kończy lawa wypływa i pozostaje podziemna pusta przestrzeń. Szacuje się, że na Islandii takich tuneli może być nawet około 2000. Do tej pory odkryto 600 z nich.
Tunel lawowy Raufarhólshellir ma około 1360 metrów. W najwyższym miejscu komora ma około 10 metrów wysokości i 30 metrów szerokości. Niestety nawet przewodniczka nie była mi w stanie powiedzieć, jak gruby jest strop, więc nie wiem ile metrów pod powierzchnią ziemi byliśmy.
Czarna plaża według Google
Kolejnym punktem pierwszego dnia na Islandii była czarna plaża. Tak przynajmniej to miejsce jest oznaczone na mapach Google. Na miejscu okazało się, że oznaczenie jak i zdjęcie w najpopularniejszej z przeglądarek internetowych jest błędne. Czarna plaża znajduje się w zupełnie innym miejscu. Pomyłka Google, mimo wszystko nie sprawiła nam wielkiego zawodu. Jadąc szosą 427 dotarliśmy na pole lawowe ciągnące się do samego brzegu oceanu.
Plaża daleka była od naszego o plażach wyobrażenia. Surowa, kamienista i ciemnoszara. Dodatkowo pogoda sprawiała, że gniewny ocean potęgował wrażenie. Także krótki postój w tym miejscu okazał się fajną odskocznią.
Zachodni kraniec Islandii – Półwysep Reykjanes – Golden Circle na Islandii
Jadąc dalej na zachód dotarliśmy do krańca wyspy i kilku ciekawych miejsc. Pierwszym z nich był klif Valahnúkamöl znajdujący się nieopodal latarni morskiej Reykjanesviti. Tutejszy krajobraz ukształtował ogień i woda. Warstwy wulkanicznego tufu są tu bowiem nieustannie „modelowane” przez wody Oceanu Atlantyckiego. Całość, z wystającymi nieopodal brzegu skałami prezentuje się bardzo ciekawie. Szkoda, że pogoda popsuła nam trochę radość z pobytu.
Ciekawostką w tym miejscu jest pomnik ptaka. Chodzi o figurę Alki Olbrzymiej. Te, sporej wielkości ptaki (osiągały nawet do 85 cm i ważyły ok 5 kg) niegdyś licznie zamieszkiwały te rejony. Wyglądem przypominały pingwiny, choć ich pokrewieństwo było dość dalekie. Niestety w połowie XIX wieku ostatnia para tego gatunku została zabita.
Pola geotermalne Gunnuhver z gorącymi źródłami
Z klifów Valahnúkamöl udaliśmy się na znajdujące się bardzo blisko pola geotermalne Gunnuhver. Tutaj silny wiatr okazał się być małym plusem. Dzięki niemu opary siarkowodoru wydobywające się spod ziemi nie były wyczuwalne. Za to krajobraz, jaki zastaliśmy na miejscu był iście marsjański. Czerwona gleba i sporo pary.
Poruszać można się tu tylko po wyznaczonych trasach ze względu na ochronę tego miejsca i bezpieczeństwo. Woda w źródłach bliska jest bowiem temperatury wrzenia.
Most między kontynentami – łączenie płyt tektonicznych
Kolejnym ciekawym miejscem w okolicy jest most łączący symbolicznie Europę z Ameryką. Znajduje się on pomiędzy płytami tektonicznymi, które w tym miejscu się stykają. To jedyne miejsce na ziemi, gdzie na jej powierzchni można zobaczyć szczelinę ryftową między nimi. Wypełniona jest ona czarnym pisakiem.
Dzień pierwszy – Golden Circle na Islandii – podsumowanie
Półwysep Reykjanes dał nam trochę w kość. Głównie przez pogodę. Wiatr i deszcz sprawiały, że zwiedzanie ograniczało się do krótkiego pobytu w odwiedzanych miejscach. Jednak było warto. Zobaczyliśmy sporo ciekawych atrakcji, od surowych klifów i marsjańskich krajobrazów po podziemną jaskinię lawową. Na dojazd do wszystkich zaplanowanych punktów nasza Fiesta zupełnie wystarczyła. Odległości nie były zbyt wielkie, więc sama jazda nie męczyła zbytnio. Zwłaszcza, że na Islandii sama droga jest fajną przygodą.
W kolejnym wpisie znajdziecie kilka informacji o pozostałych atrakcjach Golden Circle na Islandii, które odwiedziliśmy. Opowiem też o punkcie na mapie Islandii, który zrobił na mnie największe wrażenie. Będzie trochę ognia. Tymczasem zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z pierwszego dnia wyprawy.
Zapraszam też do zapoznania się z moimi spostrzeżeniami przydatnymi przy planowaniu wyprawy na Islandię. Znajdziecie je TUTAJ