Drugi dzień to kolejne punkty ze Złotego Kręgu na Islandii. Tak bowiem nazywa się najbardziej znane skupisko atrakcji turystycznych na południowym-zachodzie wyspy. Odwiedziliśmy przepiękne wodospady i jedyny obecnie aktywny gejzer na wyspie. Widzieliśmy też uśpionego ojca wszystkich gejzerów na świecie – Geysir. Na koniec długiego dnia trafiliśmy w miejsce, które na mnie wywarło największe wrażenie. Mam na myśli aktywny wówczas wulkan w systemie wulkanicznym Fagradalsfjall.
Wodospady – atrakcje turystyczne Islandii
Islandia jest zwana krainą ognia i lodu. Duże lodowce i aktywne wulkany definiują moim zdaniem tę krainę. Jednak jest jeszcze coś, co wpisuje się w charakter wyspy. Mam na myśli liczne tutaj wodospady. Jest ich bardzo dużo i ze względu na brak lasów, są doskonale widoczne. Praktycznie z każdej góry coś płynie. Najczęściej nie jedna a kilka, czy kilkanaście kaskad. Większość z nich jest bezimienna. Jest jednak kilka, które moim zdaniem się wyróżniają i warto je zobaczyć.
Wodospady na Islandii – Faxi
Z naszego punktu noclegowego, czyli Guesthaus Selholt wyruszyliśmy w kierunku pierwszego tego dnia wodospadu – Faxi. Jest on dość mało znany, ale znajduje się w łatwo dostępnym miejscu. Po prostu był po drodze do innych zaplanowanych na ten dzień atrakcji. Między innymi zaledwie 11 kilometrów od pola geotermalnego doliny Haukadalur. No i około 20 km od większego brata. Mam na myśli wodospad Gullfoss. Faxi bywa bowiem nazywanym Gullfossem w miniaturze Więc i tam się zatrzymaliśmy na chwilę.
I nie był to czas stracony. Samo wejście na teren jest bezpłatne. Natomiast wjazd na parking już tak – 700 koron (lipiec 2021). Parking znajduje się na poziomie drogi i jest dość spory. My mieliśmy szczęście i nie trafiliśmy na żadną większą wycieczkę. A te ponoć się tutaj zdarzają. Wtedy miejsce traci swój kameralny charakter. Sam wodospad Faxi trochę poniżej. Więc już po zaparkowaniu samochodu można go w pełnej okazałości podziwiać. Doskonale do tego nadaje się także taras znajdującej się tutaj restauracji. Można przy kawie, czy lekkim posiłku rozkoszować się widokiem i szumem wody.
Wodospad Faxi znajduje się na rzece Tungufljot. Nie jest wysoki – ma zaledwie 7 metrów, jednak jego szerokość – ok. 80 metrów już robi wrażenie. Szczególnie, jeśli porównamy go do Szklarki czy Kamieńczyka ;-). Można podejść pod same kaskady, które z bliska prezentują się jeszcze lepiej. Moim zdaniem to miejsce warte odwiedzenia.
Pole geotermalne doliny Haukadalur – uśpiony Geysir i aktywny gejzer Strokkur
Obszar geotermalny doliny Haukadalur, czasem nazywany po prostu polem geotermalnym Geysir, leży tuż przy drodze 35. Nie da się go przegapić. Zarówno wstęp na teren jak i parking są bezpłatne. Warto dodać, że znajduje się tam też spore centrum turystyczne. Jest tam restauracja, hotel i sklep z pamiątkami.
Po zaparkowaniu auta wystarczy przejść przez drogę i już jesteśmy w innym świecie. Już kilkadziesiąt metrów od wejścia znajdujemy się wśród gorących źródeł. Miejsce to jest jednym z najpopularniejszych punktów Złotego Kręgu. Co roku przyciąga dziesiątki tysięcy turystów, zarówno zimą, jak i latem.
Nic w tym, dziwnego. Spektakl jaki zapewnia aktywny gejzer Strokkur jest niesamowity. Ponadto pole geotermalne jest bogate w źródła, które wynoszą na powierzchnię gorąca wodę. Ta zaś zawiera mnóstwo składników mineralnych, które barwią okolicę na marsjańskie kolory. Całość można podziwiać z znajdującego się nieopodal wzgórza. Podejście nie jest wymagające, a na szczycie czeka na turystów platforma widokowa.
Znajduje się tutaj najbardziej znany gejzer o nazwie Geysir. W dość dosłownym tłumaczeniu nazwę można rozumieć jako „tryskacz” lub „wybuchacz”. (Geysa – tryskać, wybuchać.) To od niego nazwę wzięły wszystkie gejzery na świecie. Niestety, rozczarują się ci, którzy liczą na zobaczenie go w akcji. Obecnie „pluje” on wodą bardzo rzadko. Trzeba mieć niebywałe szczęście, żeby na taki spektakl trafić. Jeśli już jednak się uda widok jest spektakularny. Słup wody potrafi mieć nawet 70 metrów wysokości. Podobno największy zmierzony wystrzał miał miejsce w połowie XIX wieku. Wtedy słup wody miał aż 170 metrów!
Strokkur – aktywny gejzer
Jednak nic straconego. Kilkadziesiąt metrów obok uśpionego Geysira jest aktywny Strokkur. Ten gejzer wyrzuca gorącą wodę na wysokość nawet czterdziestu metrów. Robi to co kilka minut, więc na pewno uda się Wam to zobaczyć. Widok jest spektakularny i warto na niego chwilę poczekać. Pamiętajcie jednak, że wypluwana z wnętrza ziemi woda to wrzątek. Koniecznie zachowajcie ostrożność. Dla fajnego zdjęcia z bliska nie warto ryzykować poważnych poparzeń.
Erupcję można podziwiać zarówno z bliska jak i z położonego kilkaset metrów dalej punktu widokowego. Po wdrapaniu się na pobliskie wzgórze zobaczymy bardzo ciekawą panoramę okolicy. Zarówno od strony pola geotermalnego jak i po drugiej stronie wzgórza jest widok wart wspinaczki.
Warto się trochę pokręcić po okolicy. Gorąca woda z wnętrza ziemi stworzyła tu prawdziwe cuda. Są baseny z bulgoczącym wewnątrz, wrzącym błotem. Są gorące źródła i dziury w ziemi emitujące gorące gazy (tak zwane fumarole). Jest tu tyle fajnych rzeczy, że uśpiony Geysir nie psuje atrakcji.
Wodospad Gullfoss – robiące wrażenie dwie kaskady
Z pola termalnego doliny Haukadalur ruszyliśmy dalej drogą 35 do jednego z większych wodospadów na Islandii. Wodospad Gullfoss, bo o nim mowa, leży na rzece Hvita. W wolnym tłumaczeniu jej nazwa brzmi: Biała Rzeka. Ma ona swój początek w jeziorze lodowcowym Hvítárvatn. Składa się z dwóch, usytuowanych względem siebie pod kątem kaskad. Ta wyższa ma 11 metrów wysokości a niższa aż 21. W każdej sekundzie w dół spada około 110 metrów sześciennych wody.
Przy wodospadzie jest dobrze przygotowana infrastruktura dla turystów. Jest spory, bezpłatny parking, restauracja i sklep z pamiątkami. Trasa turystyczna i zejście do kaskady są również doskonale przygotowane i bezpieczne. Przy wodospadzie Gullfoss przygotowano dla turystów dwie trasy. Jedna przebiega górą kanionu rzeki a druga prowadzi niemalże do samej górnej kaskady.
Niewiele brakowało, by na początku XIX wieku wodospad zamieniono w elektrownie wodną. Na szczęście do tego nie doszło. Obszar wokół wodospadu wykupił islandzki rząd, by w 1979 roku stworzyć tu rezerwat przyrody. Obecnie teren ten jest ściśle chroniony.
Warto wiedzieć, że nawet przy ładnej pogodzie pył wodny unosi się z wodospadu dość wysoko. Więc schodząc do punktu widokowego przy górnej kaskadzie można się nieźle zmoczyć. My trafiliśmy na kiepską pogodę, więc i tak byliśmy przemoczeni. Jednak, mimo wszystko, warto! Teren nie jest zbyt rozległy, więc niespieszny spacer nie zajmuje więcej niż pół godziny.
Skąd wzięła się nazwa? Tego do końca nie wiadomo. Gullfoss to Złoty Wodospad. I tutaj mówi się, że nazwa pochodzi od tęczy często pojawiającej się nad kaskadami. Inni twierdzą, że od złotego koloru wody w zachodzącym słońcu. Jest też oczywiście legenda mówiąca o zupełnie innym pochodzeniu nazwy. Otóż okolicę miał niegdyś zamieszkiwać bogaty, ale bardzo skąpy farmer. Gromadził on swój skarb przez lata. Jednak w pewnym momencie dotarła do niego prawda, że do grobu go nie zabierze. Nie chcąc, by dorobek jego życia wpadł w ręce innych, zebrał całe bogactwo w kufer. Ten następnie wrzucił do wodospadu.
Jeśli planujecie wycieczkę po Złotym Kręgu, Gullfoss to punkt obowiązkowy.
Szlak do wodospadu Bruarfoss
Z wielkiego Gullfoss wróciliśmy drogą 35. Dalej pojechaliśmy drogą 37 w kierunku kolejnych wodospadów w Islandii. Tuż przy drodze przed mostem znajduje się oficjalny parking i początek szlaku do wodospadu Bruarfoss. Szlak wiedzie przez teren prywatny. Po drodze można spotkać kilka tabliczek z prośbą, żeby to uszanować. Zresztą, czy prywatny czy nie, zawsze warto na szlaku zachowywać się przyzwoicie.
Trasa jest z początku dość nudna. Prowadzi wzdłuż rzeki Bruara. Ścieżka wije się między zaroślami i momentami jest dość grząsko i ślisko, jednak bez dramatu. Po drodze do wodospadu Bruarfoss znajdują się jeszcze dwa ciekawe miejsca. Już po kilkuset metrach spaceru dotarliśmy do pierwszego z nich. To wodospad Hlauptungufoss. Nie jest jakoś specjalnie wielki, ale bardzo ciekawie uformowany. Woda spada w wąskiej gardzieli, co jeszcze bardziej potęguje huk.
Woda kotłujące się w wodospadzie ma niesamowicie jasnobłękitny kolor. Namiastkę widać na zdjęciu powyżej. Na miejscu wygląda to jeszcze fajniej. Warto spędzić tam chwilę przed dalszym spacerem.
Midfoss – niewielki, acz urokliwy wodospad
Po przejściu kolejnych kilkuset metrów trafiamy na wodospad, a raczej grupę kaskad, o nazwie Midfoss. Gdyby nie tabliczka z nazwą, można by to miejsce minąć. Moim zdaniem jest tam bardzo fajnie. My wypiliśmy tutaj kawę z termosu i chwilę podziwialiśmy okolicę.
Bruarfoss – najbardziej błękitny wodospad wyspy
Po następnych kilkuset metrach trafiliśmy do celu naszej wyprawy – wodospadu Bruarfoss. W sumie to trzy kilometry od parkingu. Kaskada może nie jest zbyt wysoka, ale bardzo ciekawie zbudowana. Szeroka ława skalna jakby pęknięta w środku tworzy kipiel spadające z niemal każdej strony wody.
Słyszałem gdzieś opinię, że to najbardziej błękitny wodospad na Islandii. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby tak było w rzeczywistości. Kolor wody jest niesamowity. Turkus momentami wpadając głęboki błękit. Przecudnie. Warto poświęcić około półtorej godziny na spacer do tego wodospadu. Jedyny minus to powrót tą samą trasą turystyczną – w sumie około sześciu kilometrów.
Złoty Krąg – Zmiana planów i świetnie…
Wodospad Bruarfoss miał być ostatnim punktem tego dnia. Na szczęście jednak przypadek zmienił nasze plany. Spotkaliśmy samotnego turystę, który zapytał nas o drogę. Chwilę pogadaliśmy. Od słowa do słowa opowiedział nam, że dzień wcześniej był oglądać erupcję wulkanu Geldingadalir. Udało mu się trafić w okno pogodowe i zobaczyć erupcję na własne oczy. Co prawda nie mieliśmy tego w planie, ale ziarenko zakiełkowało. Wróciliśmy do naszego miejsca noclegowego, trochę odpoczęliśmy i padło: „To co? Jedziemy?”. No i pojechaliśmy. I była to moim zdaniem najlepsza decyzja podczas naszej Islandzkiej przygody.
Wulkan w dolinie Geldingadalir – system wulkaniczny Fagradalsfjall
Do wulkanu najlepiej dojechać drogą 427. Przed miejscowością Grindavik znajduje się parking i tam zostawiliśmy auto. Dalej ruszyliśmy pieszo w kierunku doliny i pola lawy.
Po kilkuset metrach spaceru dotarliśmy do języka zastygłej lawy. Potęga natury robi tutaj wrażenie. Co prawda lawa była już skamieniała. Jednak patrząc nad jej powierzchnią nadal można było zobaczyć ruch gorącego powietrza.
Langihryggur – punkt widokowy
Patrząc na zdjęcie powyżej, za polem lawy widać wzniesienie. To góra o nazwie Langihryggur i właśnie tam trzeba się wdrapać, żeby przy odrobinie szczęścia zobaczyć to co najlepsze. Przewyższenie to około 600 metrów, więc jest co podchodzić. Zwłaszcza, że momentami jest dość stromo. Nam wędrówkę dodatkowo utrudniał bardzo silny wiatr.
Na szczęście mieliśmy dość dobrą widoczność i już przed dotarciem na szczyt rozpoczął się spektakl. Na początku niebo nad wulkanem zrobiło się pomarańczowe a następnie zobaczyliśmy pierwszą tego wieczoru erupcję.
Erupcja wulkanu – jeden z najpiękniejszych spektakli natury
Potem było już tylko ciekawiej. Właściwie próba opisania tego spektaklu natury z góry skazana jest na niepowodzenie. Więc niech tę historię opowiedzą zdjęcia. W galerii pod wpisem znajdziecie ich sporo.
Krater znajduje się po drugiej stronie doliny. Na moje oko to około kilometra od miejsca z którego go obserwowaliśmy. Jednak i tak widok był spektakularny. Sama erupcja trwała zaledwie kilka minut i wulkan się uspokoił. Jednak my ruszyliśmy dalej pod górę z nadzieją na kolejne wypływy lawy. Nie zawiedliśmy się. W sumie spędziliśmy tam około dwóch godzin i widzieliśmy pięć erupcji. Cudowne przeżycie.
Mieliśmy sporo szczęścia, zarówno do pogody jak i samego wulkanu. Widoczność była dobra a sam wulkan w systemie wulkanicznym Fagradalsfjall aktywny. Jedynie przez 15 minut nic nie było widać, bo znad oceanu nawiało nam chmurę. Jednak chwila cierpliwości i znów mogliśmy podziwiać wulkan w akcji. Jak się później okazało, do wulkanu można było podejść dużo bliżej. Inna z dróg prowadziła niemal pod sam krater. Niestety, do dziś pluję sobie w brodę, że nie sprowadziliśmy tego wcześniej. Jednak to, co widziałem i tak zostanie ze mną do końca życia.
Jeśli planujecie wycieczkę warto sprawdzić co dzieje się na miejscu. Najlepiej to zrobić za pomocą transmisji live dostępnej na YouTube. Uaktualnienie 2022. Erupcja już się niestety skończyła i wulkan uznawany jest znów za uśpiony. Jednak tego typu wypływy lawy są na Islandii dość częste. Warto więc śledzić sytuację. Być może uda Wam się trafić na kolejne przedstawienie.
Co do samego miejsca erupcji w sieci można znaleźć wiele, sprzecznych informacji. Dzięki podpowiedzi na Facebook-u trafiłem na bloga, na którym można znaleźć dokładny i bardzo obszerny opis sytuacji. Jest tam też dużo informacji o geologii i historii wulkanicznej tego rejonu wyspy. Jeśli chcesz więc poszerzyć widzę to zerknij: https://naszmalyswiat.pl/erupcja-wulkaniczna-geldingadalsgos/
Złoty Krąg i wodospady na Islandii – podsumowanie
Do naszego miejsca noclegowego wróciliśmy około 2 w nocy. Zmęczeni, ale szczęśliwi i pełni niesamowitych wrażeń. Dzień bowiem okazał się bardzo długi i bardzo emocjonujący. Myślę, że można pokusić się o stwierdzenie, że wodospady są znakiem rozpoznawczym Islandii. Jest ich tam cała masa. My mieliśmy okazję zobaczyć tego dnia tylko kilka, a i tak byliśmy pod wrażeniem. Do tego gejzery wody i ognia. Czegóż chcieć więcej. Pozostał mi jednak lekki niedosyt po wizycie w okolicy wulkanu w dolinie Geldingadalir. Można było podejść bliżej. Może następnym razem…
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉
Planujesz odwiedzić Islandię? Zarezerwuj nocleg z Weekendowym Turystą i pomóż nam rozwijać bloga!
Planujesz urlop na Islandii? Chcesz zobaczyć Geysir i fantastyczne wodospady? Skorzystaj z Booking.com w celu rezerwacji noclegów. Rezerwując z naszego linka płacisz dokładnie tyle samo, a pomagasz nam w rozwoju bloga i przygotowaniu nowych, ciekawych materiałów.
Booking.comPozostałe wpisy z naszej wyprawy na Islandię znajdziecie w linkach poniżej:
Jak podróżować po Islandii – nasz pomysł na niezapomniane wakacje