W ramach urozmaicenia wakacji na Korfu w Grecji wybrałem się z koleżankami na rejs. Celem były najbardziej na północny zachód wysunięte greckie wyspy, które noszą wspólną nazwę wysp Diapontia. Statek wypływał z niewielkiego portu w Sidari i odwiedzał trzy okoliczne z nich. Czy to był dobry pomysł? Nie jestem do końca przekonany. Kilka godzin na hałaśliwej łodzi w towarzystwie równie hałaśliwych brytyjskich turystów nie należały do najprzyjemniejszych doświadczeń.
Na miejsce zbiórki, czyli niewielki port w Sidari dotarliśmy około 9 rano. Było cicho i spokojnie, do czasu zebrania się grupy na rejs. Na szczęście nie było wielkiego tłoku. Na pokładzie zostało bowiem kilka wolnych miejsc. Po skompletowaniu składu nasz stateczek ruszył w kierunku niewielkiego archipelag o nazwie Diapontia.
Złożony jest z on trzech zamieszkałych wysp i kilkunastu malutkich, bezludnych wysepek. Jeszcze niedawno było to miejsce niemal całkowicie odludne. Brak stałego połączenia z Korfu sprawiał, że niewiele osób decydowało się na mieszkanie tu na stałe.
Dopiero w ostatnich latach zmodernizowano przystanie i uruchomiono stałe połączenia promowe z Korfu. Dzięki temu archipelag znów znalazł chętnych do zamieszkania. Choć nadal nie ma tu ich zbyt wielu. Można więc tu uciec od zgiełku kurortów turystycznych. Ma to swoje plusy, ale też minusy. O tym jednak za chwilę.
Rejs wzdłuż wybrzeża koło Sidari – Kanał Miłości
Po wypłynięciu zrobiło się całkiem przyjemnie. Nie bujało za bardzo a widoki po lewej burcie były niczego sobie. Mogliśmy podziwiać od strony morza słynny kanał miłości w Sidari.
Miejsce prezentuje się imponująco. Wyrzeźbione przez wodę skały tworzą ciekawe kształty, jaskinie i okna.
Ze względu na wczesną porę nie było jeszcze zbyt wielu wczasowiczów. Kanał miłości wyglądał więc bardzo spokojnie.
Kolejne minuty rejsu upłynęły na pokonywanie fal wzdłuż wysokiego klifu. Za czasów studenckich miałem okazję płynąć promem z Calais do Dover i muszę przyznać, że widok jest dość podobny. Na pewno równie imponujący.
Było tu kilka niewielkich plaż, do których można było dotrzeć jedynie od strony morza. Nie wiem zresztą, czy w ogóle te miejsca są odwiedzane przez turystów. Wygląda, jakby czasem od urwistego brzegu urwało się co nieco.
Po kolejnych kilku minutach dotarliśmy do najdalej na północny zachód wysuniętego fragmentu Korfu, czyli przylądka Drastis. To bardzo lubiane przez turystów miejsce ze względu na niepowtarzalną urodę. Można tu dotrzeć również od strony lądu. Ja tego nie zrobiłem i z perspektywy czasu żałuję.
Rejs w kierunku wyspy Diaplo – Wyspy Diapontia
Pierwszym przystankiem na trasie rejsu była niewielka, niezamieszkała wyspa Diaplo. Precyzyjnie mówią jedna z zatok tej wyspy. Nie schodziliśmy bowiem na ląd. Był za to czas na pierwszą tego dnia kąpiel w hipnotyzująco błękitnych wodach Morza Jońskiego.
Po orzeźwiającej kąpieli ruszyliśmy dalej. Obraliśmy kurs na wyspę Mathraki.
Wyspa Mathraki
Mathraki to jedna z trzech zamieszkałych wysp tego archipelagu. W 2021 roku jej populacja wynosiła zaledwie 174 osoby. Nie ma tu żadnych hoteli. Można znaleźć kilka miejsc noclegowych, willi do wynajęcia, bar i sklep.
Na północy wyspy znajduje się osada Kato Mathraki a na południu Ano Mathraki. Pośrodku wyspy zaś jej najwyższy punkt. To wznosząca się na 147 m n.p.m. góra Merobigli. Ciekawostką może być fakt, że w 2021 r. została tu ponownie otwarta po 21 latach jedyna szkoła podstawowa. Można powiedzieć, że była to najbardziej kameralna szkoła z możliwych. Uczęszczał do niej wówczas bowiem jeden uczeń.
Trochę żałuję, że nie ruszyłem się na wędrówkę po wyspie. Nie było co prawda zbyt dużo czasu, bo postój nie był specjalnie długi. Jednak na spacer by starczyło. Spędziliśmy tu czas na popijaniu zimnego i bardzo drogiego piwa w portowym barze.
Wyspa Erikoussa – Wyspy Diapontia
Erikoussa to najbardziej na północ wysunięta wyspa archipelagu Diapontia. Zamieszkuje ją trzykrotnie więcej osób niż Mathraki. W 2021 roku było tu bowiem „aż” 447 mieszkańców. Na pierwszy rzut oka wyspa wygląda bardziej „turystycznie”. Piękna, piaszczysta plaża, restauracja, sklepik i sporo wyglądających na nowe willi.
Z górującego nad portem wzgórza zwieńczonego niewielkim kościółkiem doskonale widać najbardziej reprezentacyjne miejsce wyspy.
Tym razem czasu było trochę więcej. Ruszyłem więc na krótki spacer po okolicy. Pierwszym punktem był wspomniany wcześniej kościółek.
Tuż obok niego znajduje się nieczynne już lądowisko dla helikopterów.
Po drugiej stronie wyspy trafiłem na niewielki port rybacki w zatoce Frykis. Z informacji, jakie znalazłem w sieci, wynika, że jest on zbyt płytki, żeby mogły tam zacumować jachty. Czemu więc służy, nie mam pojęcia.
Na plażę wróciłem jedną z uliczek, przy której stały zabudowania lokalnych mieszkańców i wille na wynajem. Ponoć ostatnio miejsce to zyskało popularność wśród angielskich emerytów, którzy budują tu letnie domy.
Po powrocie wybrałem się na obiad do znajdującej się przy brzegu restauracji. I muszę przyznać, że zjadłem tam najgorszy posiłek, jaki dostałem w Grecji. Suchy kurczak, wymemłane frytki i sałatka grecka bez ogórka. Zdecydowanie odradzam. Być może powodem było to, że było już poza sezonem.
Po posiłku wróciłem na plażę. Pozostało jeszcze trochę czasu do rejsu powrotnego, więc skusiłem się na morską kąpiel. Po spacerze to był bardzo dobry pomysł.
Droga powrotna niesamowicie się dłużyła. Silnik hałasował niemiłosiernie, a angielscy turyści po kilku piwach stali się jeszcze głośniejsi. Wracając, zbliżyliśmy się jeszcze raz do Tunelu Miłości w Sidari. Tym razem już obleganego przez wczasowiczów.
Wyspy Diapontia – podsumowanie
Czy ten całodniowy rejs był konieczny podczas wakacji na Korfu w Grecji? Myślę, że nie. Mocno wymęczył, a tak naprawdę niewiele wniósł. Jeśli chcecie uciec od zgiełku obleganych przez turystów miejsc, na pewno znajdziecie kilka lepszych pomysłów we wcześniejszych wpisach. Moim zdaniem jedynym sensownym sposobem na spędzenie tu czasu jest wynajęcie willi i zostanie tu na dłużej. Można wtedy rzeczywiście skorzystać z oferowanej przez te urocze wyspy ciszy.