Pierwszego dnia mojej maderskiej przygody postanowiłem zobaczyć Półwysep świętego Wawrzyńca. To miejsce wyjątkowe jak na tę wyspę. Nie ma tu drzew, a surowy krajobraz zupełnie nie pasuje do „wyspy wiecznej wiosny”. Jest to też jeden z punktów obowiązkowych podczas zwiedzania. Niestety trochę odczułem to na własnej skórze. Jednak lekcja, jaką zaliczyłem pierwszego dnia, zaowocowała całkiem fajnymi przygodami później.
Podróż na Maderę trochę mnie zmęczyła. Najpierw jazda z Zielonej Góry na Okęcie. Potem 5,5 godzinny lot z godzinnym opóźnieniem. Zanim więc dotarłem na miejsce noclegu, zrobiło się już dość późno. Wspominam o tym, bo właśnie dlatego następnego dnia dłużej pospałem.
Problemy z parkowaniem na Maderze
Wyjechałem więc dopiero około dziesiątej, a na miejsce dotarłem około 40 minut później. Jak się okazało, podobny pomysł miała cała masa ludzi. Z tym że oni przyjechali tu znacznie wcześniej. O zaparkowaniu na parkingu przy wejściu na szlak nie było więc mowy. Nie tylko zresztą na parkingu. Wcisnąłem się na poboczu dopiero przy wjeździe do miasteczka Quinta de Lorde. W sumie to nawet nie miasteczka, a sporego, ekskluzywnego kompleksu hotelowego stylizowanego na tradycyjną wioskę rybacką.

Okazało się, że do wejścia na szlak mam około kilometra spaceru. pod górę Oczywiście nie był to jakiś wielki dramat, ale skuteczna lekcja zwiedzania Madery. Jeśli chcesz zaparkować w pobliżu miejsca, które planujesz odwiedzić, trzeba wstać znacznie wcześniej. Wykorzystałem tę wiedzę w kolejnych dniach i bardzo się sprawdziła.
Półwysep świętego Wawrzyńca – szlak PR 8
Przy wejściu na szlak czekała osoba z kasą fiskalną. Od niedawna bowiem wejście na szlaki kwalifikowane oznaczone literami PR jest płatne. Koszt to 3 Euro od osoby. Opłatę należy uiścić każdorazowo przy wejściu na taki szlak. Nikt niestety nie wpadł na pomysł zrobienia karnetów na dłuższy okres i na wszystkie szlaki. Myślę, że to bardzo ułatwiłoby sprawę. Taki system działa na przykład w parkach narodowych w USA. Można tam kupić roczną wejściówkę, która upoważnia do wstępu do wszystkich parków narodowych, oraz federalnych miejsc rekreacyjnych w kraju. Mam nadzieję, że na Maderze też ktoś pomyśli o takim rozwiązaniu. Ułatwiłoby ono życie wszystkim.

Kupowanie za każdym razem biletów jest trochę upierdliwe. Zwłaszcza że na mniej popularnych szlakach trzeba to zrobić samemu przez internet. Przyznam szczerze, że kilkukrotnie próbowałem się zarejestrować w systemie, jednak bez powodzenia. W końcu poległem i chodziłem po niektórych szlakach „na gapę”.

Po zakupieniu biletu ruszyłem na szlak. Na początek trochę schodów w dół, potem do góry. Podobnie wygląda szlak na całym półwyspie.

Na pierwsze wyjątkowe miejsce trafiłem już po kilkuset metrach spaceru. To punkt widokowy, który pozwala zobaczyć, jak wygląda brzeg półwyspu od północnej strony. Zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Urwiska i fale rozbijające się o skały pokazały esencję tego surowego fragmentu wyspy.

Po drodze punktów widokowych było jeszcze kilka. Choć można by powiedzieć, że cały szlak jest jednym wielkim punktem widokowym.

Casa do Sardinha – historyczne miejsce z klimatem
Po sporym spacerze z widokami dotarłem do Casa do Sardinha. To miejsce, w którym obecnie jest schronisko, kawiarnia i bar z przekąskami. Jednak budynek powstał już dość dawno, bo na początku XX wieku. Budowlę wzniosłą i przez niemal wiek posiadała rodzina Sardinha. Stąd też nazwa. Pierwotnie było to schronienie dla pracowników rolnych i pasterzy.

Obiekt w 1996 roku został przekazany władzom lokalnym. W 2010 roku został odnowiony i od tego czasu służy turystom odwiedzających to miejsce. Można tu zjeść drobną przekąskę lub ciasto, napić się czegoś ciepłego lub zimnego. Jest tu także informacja turystyczna.

Oficjalnie trasa PR 8 kończy się właśnie tutaj. Jednak można pójść dalej, choć podobno nie jest to polecane. No i podejście jest bardzo wymagające i strome. Jednak na szczycie góry Miradouro Ponta do Furado znajduje się punkt widokowy, z którego podobno jest wyjątkowy widok na cały Półwysep świętego Wawrzyńca. Ja jednak odpuściłem wspinaczkę.

Planowałem wrócić do auta tą samą drogą, jednak okazało się, że można inaczej. W okolicy Casa do Sardinha znajduje się bowiem niewielka zatoka, z której można wypłynąć w krótki rejs. Kosztuje on 25 Euro, więc trochę ponad 100 zł od osoby. Tanio nie jest, więc jeśli wasz budżet jest ograniczony, można sobie darować. Jeśli jednak macie więcej pieniędzy przeznaczonych an pobyt na Maderze, to zachęcam do skorzystania z tej atrakcji.
Wycieczka łodzią do latarni morskiej
Łódź pływa w określonych godzinach i okazało się, że na najbliższy rejs nie ma już miejsc. Kupiłem więc bilet na kolejny wróciłem do Casa do Sardinha napić się czegoś zimnego. Odczekałem godzinkę, choć czas jakoś specjalnie się nie dłużył. O wyznaczonej porze zameldowałem się na przystani.

Łódź przypłynęła z kilkuminutowym opóźnieniem i zaczęliśmy wchodzić na pokład. Trafiłem na sporą grupę Polaków i spory problem. Okazało się, że osoba sprzedająca bilety coś pomieszała i sprzedała ich o dwa za dużo. Obsługa więc poprosiła, żeby dwie osoby z tej polskiej grupy zrezygnowały z rejsu. No i to rezygnowanie trwało pół godziny. Na szczęście znalazło się dwoje ochotników i mogliśmy wypłynąć.

Płynęliśmy wzdłuż wybrzeża, co jakiś czas robiąc postój. W jego czasie człowiek z załogi opowiadał o tym, co widzimy. A widzieliśmy między innymi warstwy skalne dokumentujące wulkaniczną historię Madery.

Okazało się, że półwysep nie jest najbardziej wysuniętym na wschód skrawkiem wyspy. Są tam bowiem jeszcze dwie wysepki, a właściwie to niewielkie wygasłe wulkany. Na szczycie ostatniej znajduje się latarnia morska Farol da Ponta de São Lourenço.

To najstarsza latarnia morska na wyspie. Powstała w 1870 roku. Obecnie działa w pełni automatycznie i nikt tam na co dzień nie przebywa.
Powrót do portu Quinta de Lorde
Rejs nie kończył się tam, gdzie się zaczął. Popłynęliśmy trochę dalej, w kierunku portu przy kompleksie hotelowym, o którym wspomniałem wcześniej. Po drodze trochę zakrętów, żeby podnieść wycieczce adrenalinę. No i skała w kształcie słonia. Takich skał już kilka widziałem. Na przykład w Monument Valley i Valley of Fire w USA.

Zobaczyliśmy też jedną z dwóch na wyspie piaszczystą plażę. Niewielka, wciśnięta między skały z piaskiem wulkanicznym, który wyglądał z daleka na brudny. Prawdziwie wulkaniczny, czarny piasek możecie zobaczyć na przykład na Islandii.

Za to port wygląda jak z pocztówki. Piękne fasady domów w pastelowych kolorach z przewagą bieli robiły wrażenie bardzo ekskluzywnego miejsca. No i rzeczywiście, jest to pięciogwiazdkowy kurort.

Pozostało mi już tylko wdrapać się do drogi i dotrzeć do auta. Okazało się, że poranny spacer z parkingu w sumie wyszedł na dobre. Auto było bowiem zaparkowane tuż przy bramie wjazdowej do kurortu.
Półwysep świętego Wawrzyńca – podsumowanie wycieczki
Półwysep św. Wawrzyńca to miejsce wyjątkowe jak na Maderę. Nie ma tu drzew a krajobraz przypomina bardziej step niż „wyspę wiecznej wiosny”. Zdecydowanie warto zaplanować sobie tutaj trekking. Trasa nie jest wybitnie wymagająca a widoki zacne. Warto też skorzystać z rejsu łodzią motorową i zobaczyć od strony morza to surowe miejsce. Szlak pieszy PR 8 to 4 km w jedną stronę. Niestety wraca się tą samą drogą. Całość, wraz z godzinnym czekaniem na rejs i samym rejsem zajęła mi 4,5 godziny. W słoneczny dzień warto zabrać ze sobą nakrycie głowy, bo nie ma się gdzie schować. Może przydać się też krem z filtrem.
Jeśli chcecie uniknąć tłumów i znaleźć miejsce do zaparkowania zdecydowanie polecam wstać wcześniej. Dobrze jest pojawić się przy wejściu na szlak najpóźniej około ósmej rano. Będziecie wtedy mogli w spokoju cieszyć się widokami półwyspu świętego Wawrzyńca bez tłumów.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉

Szlak PR 8 na Maderze – zapis trasy
Półwysep św. Wawrzyńca – galeria zdjęć