Plan wyjazdu do Szkocji powstał już zimą. Trochę poczytaliśmy i obejrzeliśmy sporo zdjęć i relacji w sieci. Sprawiły one, że Szkocja bardzo nam się spodobała. Podjęliśmy z Agnieszką decyzję o wyborze właśnie tego kierunku na pierwszy, wspólny, dłuższy wyjazd. Ja przygotowałem ogólny plan podróży i miejsca noclegów. Agnieszka natomiast zajęła się wyszukiwaniem wartych odwiedzenia, ciekawych miejsc w Szkocji. Przygotowała świetny plan podróży po Szkocji. Zapraszam na pierwszą część naszego subiektywnego przewodnika po Szkocji. Pokażę tu ciekawe miejsca, które odwiedziliśmy.
Wylot z Poznania i lądowanie w Edynburgu przebiegły bez większych problemów. Jeśli nie liczyć lekkiego opóźnienie wylotu. W Edynburgu byliśmy tuż przed północą. Pierwszy nocleg zarezerwowałem więc w hotelu Moxy przy lotnisku. Całkiem przyjazne miejsce, choć tam, gdzie stoi obecnie hotel na zdjęciach satelitarnych Google jest jeszcze łąka. Albo Google ma stare zdjęcia tego obszaru, albo hotel powstał bardzo niedawno. Z czystym sumieniem mogę go jednak polecić. Wygodnie, blisko lotniska i dobre, choć nie tanie śniadanie.
Szkocka jazda, czyli kierownica nie z tej strony…
Po śniadaniu wymeldowaliśmy się z hotelu i udaliśmy w kierunku lotniska do wypożyczalni samochodów. Po krótkim poszukiwaniu udało się zlokalizować budkę i odebraliśmy nasz samochodzik. Okazał się nim niewielki Morris M3. Samochód był prawie nowy (niecałe 1000 mil przebiegu) i bardzo fajny w użytkowaniu. W wypożyczalni trafiliśmy na pracującego tam Polaka, co ułatwiło załatwienie sprawy.
Ubezpieczenie auta w najwyższym wariancie
Rezerwując auto, wykupiłem dość rozbudowana opcję ubezpieczenia. Jednak pracownik firmy przekonał mnie o dokupieniu za ok. 180 funtów dodatkowego pakietu. Pakiet ten znosił limit dzienny 90 mil, a także dawał zupełne bezpieczeństwo w sytuacji jakichkolwiek problemów. Zero wkładu własnego a na karcie zablokowane jedynie około 80 funtów na paliwo. Normalnie zablokowano by także ponad 1000 funtów kaucji. Nasza podróż po Szkocji okazała się dość długa. Sprawiło to, że znacznie przekroczyliśmy limit przejechanych mil. Dopłata więc byłaby wyższa niż ten cały pakiet ubezpieczenia. Oszczędność byłaby tylko pozorna, a spokój w głowie bezcenny.
Jak jeździć w Szkocji
No i teraz największy stres i trauma wyjazdu do Szkocji, przynajmniej na początku. Jazda po lewej stronie drogi. Po 22 latach jazdy po prawej to naprawdę spore przeżycie i stres. Szczególnie sam wyjazd z lotniska i pierwsze rondo. Zupełnie inaczej postrzega się odległości. Na początku za bardzo zjeżdżałem do lewej i prawie wypadałem z drogi. No i parę razy z zakrętu wyjechałem na „dobrą”, to znaczy „złą” stronę drogi. Oczywiście budziło to przerażenie wśród kierowców jadących z naprzeciwka. Na szczęście Agnieszka była na posterunku i podpowiadała, kiedy zbytnio zbliżałem się do krawędzi drogi. Kilka razy też musiała mi przypomnieć o niewłaściwym pasie. Nieoceniona pomoc, dziękuję Kochanie. Na szczęście w miarę szybko opanowałem sytuację.
Głośno, czyli rezerwat Crawton
Z Edynburga ruszyliśmy w stronę Perth autostradą M90, a następnie A90 w kierunku Aberdeen. Niedaleko tego miasta był pierwszy punkt naszej wycieczki po Szkocji, czyli rezerwat ptaków w zatoce Crawton. Bardzo ciekawe, choć głośne miejsce. Niestety nie udało nam się znaleźć wodospadów. Jednak sam widok i urodzaj różnych gatunków ptactwa robił wrażenie. Spacer ścieżką na klifie i piękne widoki morskiego brzegu – zdecydowanie fajny pomysł. Ponoć można tu spotkać między innymi Maskonury. Nam jednak nie udało się znaleźć tych sympatycznych ptaków z kolorowymi dziobami.
Szkocja większa niż by się mogło wydawać, czyli nie najlepszy plan podróży
W tym miejscu muszę się trochę uderzyć w pierś. Plan podróży okazał się nie tak dobry tak, jak myślałem. Szkocja bowiem okazała się znacznie większa niż sądziłem. Po prostu nie doceniłem odległości. Nocleg zaplanowaliśmy w Helmsdale, a dojazd okazał się sporo dłuższy niż zakładałam. W związku z tym pierwszego dnia nie było już zbyt wielu okazji do zwiedzania. Przynajmniej „chodzonego”, bo z okien samochodu widoki były zacne. Postanowiliśmy zjechać z głównej drogi. Bocznymi, przez Park Narodowy Cairngorms, udaliśmy się w kierunku nadmorskiego miasteczka Helmsdale. Decyzja okazała się słuszna. Szkockie przestrzenie zapierały dech w piersiach. Po drodze natrafiliśmy między innymi na bardzo ciekawy kamienny most.
Po dojeździe znaleźliśmy zarezerwowany wcześniej nocleg. Po zalogowaniu się na miejscu udaliśmy się na szkocką kolację do pobliskiego Bannockburn Inn. Świetne jedzenie, miła atmosfera i dobre, zimne, lokalne piwo. Wpięliśmy też naszą pinezkę na mapę świata z zaznaczonymi krajami pochodzenia gości odwiedzających to miejsce. Naprawdę światowe towarzystwo. Polecam.
The Old Wick Castle
Następnego dnia udaliśmy się dalej na północ. Na początek Wick i ruiny starego Zamku. Choć w moim postrzeganiu Zamek to zbyt dumna nazwa dla tych ruin. Dość ciężko tam dojechać z miasta. Co prawda z głównej drogi nawigacja prowadziła nas dość krótką trasą. Droga była bardzo wąska, jednokierunkowa. Jakoś tak nie wyglądało to dla mnie dobrze i postanowiłem przejechać dookoła.
Miejsce fajne. Znów klify i trochę ptactwa. Dużo błota i fajne widoki. Sam Zamek, jak już napisałem wcześniej niezbyt okazały, ale wart zobaczenia.
Kierunek John o’Groats, czyli północna Szkocja
W miejscowości Wick zatankowaliśmy też po raz pierwszy naszego małego Morrisa. Ruszyliśmy dalej na północ w kierunku John o’Groats. To najbardziej na północ wysuniętego kawałka Szkocji (nie licząc oczywiście Orkadów).
Pierwszym punktem naszej wizyty w tym miejscu były okolice latarni morskiej Duncansby Head. Dojazd wąską drogą z obowiązkowymi na północy Szkocji mijankami. Sama latarnia i widoki dookoła niej całkiem ciekawe. Jednak to, co tygrysy lubią najbardziej znajduje się tuż „za rogiem”.
Z parkingu poszliśmy w prawo wydeptaną w łące ścieżką. Po kilkuset metrach trafiliśmy w miejsce magiczne. Wysoki klif i wystające z morza skały sprawiają majestatyczne wrażenie. Do tego wszechobecne owce, lekki deszczyk i mamy Skocję w pigułce. Zdecydowanie polecam ten spacer.
Następnie udaliśmy się do turystycznego centrum miejscowości pod drogowskaz John o’Groats wskazujący między innymi kierunek Nowego Jorku… Cóż, nie tym razem…
Zamek w Mey – ulubiony zamek Królowej Matki
Krótka wizyta w sklepie z pamiątkami i wracamy na trasę. Tym razem zmierzaliśmy do miejsca, w którym zamierzaliśmy zakotwiczyć na dłużej, czyli Big Sand. Po drodze jednak przystanek – Zamek w Mey.
To podobno ulubiona posiadłość Królowej Matki w Szkocji. Tutaj spędzała ona dość często czas. Ładny, zadbany ogród, i sam Zamek w doskonałej kondycji. Wewnątrz nie można robić zdjęć, za to można posłuchać ciekawych opowieści przewodników. Niestety po angielsku. Na szczęście znamy oboje w stopniu komunikatywnym ten język. Jakoś więc dawaliśmy radę, zresztą tak, jak podczas całego wyjazdu.
Szkocja w pigułce w drodze do Big Sand
Z Mey do Big Sand jechaliśmy bocznymi drogami podziwiając krajobrazy i owce. A w Szkocji owce są wszędzie. Tych zwierząt jest tam pełno i powinno się mocno na nie uważać. Trzeba było się zatrzymać i przegonić zwierzaki z drogi. Pierwszy raz w życiu zdarzyła mi się sytuacja. Co ciekawe, to młode owce jeszcze się jakoś bały, ale te starsze miały samochód w nosie.
Jeszcze tylko zakupy i do The Cabin
Jazda była dość długa, bo mniej uczęszczane drogi na północy Szkocji mają tylko jeden pas. Samochody poruszają się tu w obu kierunkach i co kilkadziesiąt metrów są zatoczki do mijania. W większości wypadków były po mojej stronie drogi, więc to ja musiałem przepuszczać ruch z naprzeciwka. Na szczęście niezbyt wielki.
Tuż przed Big Sand, w Gairloch, zrobiliśmy zakupy w lokalnym, szkockim sklepie. Następnie udaliśmy się do The Cabin – miejsca naszych trzech najbliższych noclegów.
Zmęczeni długą jazdą po szkockich drogach i emocjami związanymi z miejscem zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. O naszym pobycie w Big Sand i okolicach przeczytacie w kolejnym wpisie o naszej szkockiej podróży. Będzie też trochę o samym miejscu i gospodarzach w kolejnej części relacji. Zachęcam do zaglądania na bloga już niedługo. Przedstawimy tu kolejne atrakcje Szkocji, które odwiedziliśmy. Tymczasem pod wpisem znajdziecie tradycyjną galerię zdjęć.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉
Zarezerwuj noclegi w Szkocji z nami
Planujesz wyjazd do Szkocji? Skorzystaj z Booking.com w celu rezerwacji noclegów. Rezerwując z naszego linka płacisz dokładnie tyle samo, a pomagasz nam w rozwoju bloga i przygotowaniu nowych, ciekawych materiałów.
Kolejną cześć opisu naszej szkockiej wyprawy znajdziecie w następnych wpisach. Zapraszam do lektury między innymi o Fairy Pools i Neist Point.