Ostatnim przystankiem na naszej trasie po Islandii była miejscowość Hauganes. To niewielkie miasteczko z portem i polem kempingowym z pozoru niczym się nie wyróżnia. Jednak, kiedy tu dotarliśmy, zostaliśmy przez gospodynię naszego noclegu (willa Sela) przywitani słowami: „Welcome to Paradise”. I rzeczywiście miejsce okazało się bajkowe. Z okna mieliśmy przepiękny widok na najdłuższy na Islandii fiord, czyli Eyjafjörður. Islandia Północna wyglądała więc obiecująco. Zacznijmy jednak od początku…
Z Breiddalsvík wyjechaliśmy dość wcześnie, bo i trasa do przejechania była spora. A po drodze Aga zaplanowała kilka bardzo fajnych postojów. Pogoda dopisała i słońce towarzyszyło nam na przez cały dzień. Jechaliśmy drogą numer 1, czyli najczęściej wybieraną z islandzkich dróg. Mimo to ruch nie był zbyt wielki. Jak zwykle najwięcej był kamperów.
Wodospady Dettifoss i Selfoss
Pierwszym punktem na naszej trasie były dwa wodospady: Dettifoss i Selfoss. Można do nich podjechać, odbijając z głównej drogi w prawo. A dojazdy są dwa. Na wschodni parking należy wybrać drogę 864, natomiast na zachodni drogę numer 862. My wybraliśmy zachodnią stronę. Jak się później okazało, wybór ten dał nam mały gratisik nas samym wodospadem. O tym jednak za chwilę.
Z zachodniego parkingu nad sam wodospad trzeba się kawałek przespacerować. Parking zdaje się być pośrodku niczego. Jak okiem sięgnąć stosunkowo płaska, kamienna pustynia. Trochę jakbyśmy się znaleźli na oświetlonym słońcem księżycu.
Po oznaczonym szlaku ruszyliśmy w kierunku wodospadu. Droga jest płaska, więc idzie się bardzo fajnie. Już po kilkudziesięciu metrach wodospad zasygnalizował swoją obecność wodną mgiełką unoszącą się nad skałami. Zaczęło się też robić trochę głośniej. Po kolejnych kilkuset metrach jest. Wodospad Dettifoss w całej okazałości. I od razu zobaczyliśmy też bonus, o którym pisałem wcześniej. Nad kanionem z wodnej mgiełki utworzyła się fantastyczna tęcza.
Z punktu widokowego na szczycie kanionu zeszliśmy do tego położonego bliżejwodospadu. Widać i czuć tutaj jego potęgę. Przez próg wodospadu przelewa się około dwustu metrów sześciennych wody na sekundę. Wielkość ta jest różna w zależności od pory roku. Ilość wody sprawia, że jest to jeden z najbardziej „energetycznych” wodospadów Europy.
Błotnista woda w wodospadzie Dettifoss
Woda z rzeki Jokulso i Fjollum zasilającej wodospad nie wygląda najpiękniej. Przypomina błotną masę przelewającą się z hukiem w dół. Jednak podobnie wygląda dość sporo rzek zasilanych wodą z lodowców.
Warto dodać, że wodospad Dettifoss ma też swój filmowy epizod. To tutaj Ridley Scott nakręcił początkową scenę filmu Prometeusz z 2011 roku.
Spacer do wodospadu Selfoss
Po obejściu wszystkich możliwych ścieżek w okolicy wodospadu Dettifoss ruszyliśmy w kierunku Selfoss. Wodospad ten znajduje się na tej samej rzece Jokulsa a Fjollum. Kaskada ma 10 metrów wysokości i około 100 metrów szerokości. Co ciekawe próg wodny jest tu usytuowany dość nietypowo, bo wzdłuż biegu rzeki.
Widok na górę Herðubreið
Góra Herðubreið to szósty pod względem wysokości szczyt Islandii (1682 m n.p.m.). Jest także jednym z najbardziej znanych. Występuje już w starych islandzkich sagach. Jego nazwę można przetłumaczyć jako „Pani z szerokimi ramionami”. Bardzo charakterystyczny szczyt góruje nad okolicą i jest widoczny z bardzo daleka. Mnie osobiście przypomina namiot cyrkowy. Widoczny jest przy dobrej pogodzie właśnie spod wodospadu Selfoss. A odległość jest dość spora. Około 100 kilometrów.
Pole geotermalne Hverir
Po godzinie spędzonej przy wodospadach Dettifoss i Selfos ruszyliśmy dalej. Nie zdążyliśmy się jednak specjalnie rozpędzić. Natrafiliśmy bowiem na kolejne ciekawe miejsce. Mam na myśli pole geotermalne Hverir. O ile przy wodospadach krajobraz był księżycowy, to tutaj bardziej przypomina ten Marsie.
Pomarańczowa ziemia i kamienie, bulgoczące błotne kałuże i wszechobecny smród zgniłych jaj. Ciekawe kolory wzięły się z wyziewów podziemnych. Na głębokości około kilometra panuje tu temperatura 200 stopni. Sprawia to, że wody podziemne gotują się i parują, wynosząc na powierzchnie sporo minerałów.
Na zboczu leżącej tuż obok góry wulkanicznej Námafjall również widać liczne miejsca, z których unosi się para.
Obszar geotermalny Hverir nie jest zbyt rozległy. Myślę, że można obejść spokojnym tempem w około 45 minut. My jednak nie zostaliśmy tu aż tak długo. Powiem szczerze, że smród jest tak duży, że niewiele brakowało, żebym zwrócił śniadanie. Spory kawałek jechaliśmy z otwartymi oknami, żeby przewietrzyć samochód. 🙂
Wodospad Godafoss (Goðafoss) – dwupoziomowa kaskada – Islandia Północna
Zmierzając w kierunku drugiego co do wielkości miasta Islandii, czyli Akureyri, dotarliśmy do wodospadu Godafoss (Goðafoss). Znajduje się on tuż przy drodze numer 1, więc trudno przegapić to miejsce. Podobnie jak w przypadku Dettifoss, można go podziwiać z dwóch stron rzeki. My zatrzymaliśmy się na parkingu za mostem, czyli po stronie zachodniej.
Z parkingu ruszyliśmy ścieżką w stronę punktów widokowych. Już po kilkudziesięciu metrach dotarliśmy na miejsce. Wśród zielonych łąk i okolicznych wzniesień szumiał bardzo ciekawy wodospad. Ciekawy, bo mający dwa poziomy. Lewa kaskada jest wyraźnie niższa niż prawa. Wyższa ma około 12 metrów a całość jest szeroka na około 30 metrów. Godafoss nie należy do największych wodospadów na Islandii. Jednak ze względu na swój malowniczy charakter i łatwo dostępne położenie, przyciąga sporo turystów.
Z wodospadem Godafoss wiąże się legenda z czasów początków chrześcijaństwa na wyspie. Według niej jeden z kapłanów pogańskich wrzucił tu posągi bogów. Miało to być symbolem odejścia od wielobóstwa i przejścia na chrześcijaństwo. Historia ta została uwieczniona na kartach „Księgi Islandczyków„.
Jedyny płatny tunel na wyspie
Po drodze przejeżdżamy przez jedyny obecnie na Islandii płatny tunel. Opłatę należy uiścić w internecie przed przejazdem lub najpóźniej do 24 godzin po. Warto to zrobić, bo koszt przejazdu wynosi 1500 koron islandzkich (stan na lipiec 2021). Jeśli tej kwoty nie uiścimy, to zostaniemy przez wypożyczalnię samochodów obciążeni dużo wyższą opłatą. W naszej wypożyczani ostrzeżono nas, że jest to aż 3400 koron islandzkich.
Islandia Północna i największe miasto regionu
Po przejechaniu około 40 kilometrów dojeżdżamy do drugiego co do wielkości miasta Islandii, czyli Akureyri. Co ciekawe mieszka tu zaledwie około 20 tysięcy osób. Jak na polskie warunki, to zaledwie niewielkie miasteczko.
W Akureyri zatrzymaliśmy się na chwilę, żeby coś zjeść i zobaczyć centrum miasta. Spacer okazał się bardzo krótki, bo i deptak do najdłuższych nie należał. Za to udało nam się jakimś cudem zjeść coś bez rezerwacji w restauracji. Choć to nie takie oczywiste, jak by się mogło wydawać. Dużo łatwiej zjeść, będącego jednym z kulinarnych symboli Islandii hot-doga. W centrum miasta jest niewielka budka z tym przysmakiem w różnych formułach.
Hauganes – nasz mały, islandzki raj – Islandia Północna
Jeszcze tylko małe zakupy w Bonusie i ruszyliśmy na północ w kierunku Hauganes i naszego ostatniego miejsca noclegowego. Na miejscu okazało się, że wybraliśmy bardzo dobrze. Widok przepiękny i bardzo sympatyczna właścicielka. Ostatnie dni na wyspie zapowiadały się więc wspaniale. O tym napiszę więcej w kolejnym wpisie.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉
Planujesz urlop na Islandii? Zarezerwuj nocleg z Weekendowym Turystą i pomóż nam rozwijać bloga!
Planujesz wyprawę na Islandię? Chcesz zobaczyć olbrzymie wodospady i pola geotermalne? Skorzystaj z Booking.com w celu rezerwacji noclegów. Rezerwując z naszego linka płacisz dokładnie tyle samo, a pomagasz nam w rozwoju bloga i przygotowaniu nowych, ciekawych materiałów.
Booking.com