Zapora Hoovera to jedna z najbardziej znanych budowli hydrotechnicznych na świecie. Pomimo tego, że ma już prawie 100 lat nadal działa i robi wrażenie. Dzięki temu przyciąga turystów z całego świata. No właśnie. Hit czy kit? Czy warto tracić czas na odwiedzenie tej kupy betonu?
Podczas pobytu w Nevadzie postanowiłem zobaczyć tę olbrzymią konstrukcję. Kiedy już przegrałem prawie całą kasę w kasynie w Las Vegas, ruszyłem na granicę stanów Nevada i Arizona. To całkiem niedaleko. Oczywiście jak na amerykańskie warunki. Bo tam jest wszędzie daleko. Zapora Hoovera znajduje się niespełna 50 km na południowy wschód od miasta grzechu i hazardu. Dojechać tu można bez najmniejszego problemu drogą międzystanową nr 11.
Kontrola bezpieczeństwa przed wjazdem na zaporę
Zapora Hoovera jest zaliczana do obiektów strategicznych w USA i dość w związku z tym dobrze chroniona. Już przed wjazdem w jej okolice należy przejść kontrolę bezpieczeństwa. Nie jest ona może jakoś bardzo szczegółowa, czy uciążliwa. Ja na przykład musiałem tylko otworzyć bagażnik w samochodzie.
Most łączący granice stanów Nevada i Arizona w USA
Około 200 metrów za punktem kontrolnym, po prawej stronie drogi znajdziecie pierwszy parking. Warto się tu zatrzymać i ruszyć na krótki spacer. Dojedziecie bowiem na most łączący dwa brzegi rzeki Kolorado.
Most nosi imię Mikea O’Callaghana i Pata Tillmana. Ten pierwszy to były gubernator Nevady. Ten drugi to były zawodnik ligi footballu amerykańskiego, który zginął podczas misji w Afganistanie. Most powstał całkiem niedawno, bo dopiero w 2010 roku. Jego budowa, wraz z drogą dojazdową trwała aż 7 lat. Konieczność jego budowy dostrzegano już jednak w latach 60. XX wieku.
Znajdujący się na poziomie 270 metrów nad poziomem rzeki most spełnia nie tylko funkcję przeprawy przez Kolorado. Jest też doskonałym punktem widokowym, z którego widać w całej okazałości zaporę Hoovera. Co ciekawe, na liście najwyższych mostów w USA zajmuje drugie miejsce.
Dojazd do Zapory Hoovera i parking
Z parkingu obok mostu zjechałem w kierunku tamy. Po lewej stronie drogi znajduje się tam wielopoziomowy parking. Za pozostawienie tu auta zapłaciłem 10 dolarów. Następnie ruszyłem spacerem w stronę zapory.
Zapora Hoovera – cud techniki lat 30. XX wieku
Konstrukcja robi największe wrażenie, kiedy patrzy się na nią z dystansu. Jednak z bliska też jest na co popatrzeć.
Koroną można spacerować, ale można też przejechać autem. Na początku był jednak spacer.
Patrząc na brzeg jeziora, które utworzyło się po zbudowaniu Zapory Hoovera widać wyraźnie, jak niski jest obecnie poziom wody. Brzeg, tu gdzie kiedyś była woda, jest dużo jaśniejszy. Widać to również na czterech wieżach do poboru wody znajdujących się tuż przy tamie.
Jeszcze lepiej było to widać, kiedy dotarłem do przelewu, który zabezpieczał tamę przed zbyt dużym poziomem wody. Znajduje się tam między innymi tablica informacyjna. Okazuje się, że ostatni raz woda przelewała się tędy w 1983 roku, czyli już ponad 40 lat temu.
Z korony Tamy Hoovera pięknie prezentuje się Czarny Kanion i rzeka Kolorado poniżej.
Do wnętrza tamy można wejść. Są oprowadzane wycieczki. I znów niestety z nieznanych dla mnie przyczyn odpuściłem tę atrakcję. No i z perspektywy czasu żałuję.
Widok na zaporę Hoovera z Arizony
Po krótkim spacerze wróciłem na parking po auto. Chciałem przejechać się koroną tamy.
Podjechałem na drugi brzeg kanionu i zaparkowałem na jednym z parkingów, które przy okazji są też punktami widokowymi. Warto to zrobić, bo widok jest całkiem okazały. No i widać stąd również, jak niski w stosunku do historycznego jest obecnie poziom wody.
Zapora Hoovera – ciekawostki
Budowa zapory była olbrzymim, jak na lata 30. XX wieku wyzwaniem. Tym bardziej zaskakuje fakt, że pomimo wypadków i trudności znacznie opóźniających inwestycję, ukończono ją dwa lata przed terminem. Przy okazji oszczędzając miliony dolarów. W momencie budowy była to największa betonowa konstrukcja na świecie.
Zapora nosi nazwę Herberta Hoovera, prezydenta USA, który jeszcze jako sekretarz handlu mocno lobbował za budową i brał w niej aktywny udział.
Obecnie elektrownia wodna, która znajduje się wewnątrz budowli, ma moc 2074 MW. Moc tę generuje aż 19 turbin. Wystarczy to na zaspokojenie zapotrzebowania około miliona ludzi.
Wysokość Hoover Dam to 221 metrów. Długość korony to 379 metrów. Widok na Czarny Kanion i wijącą się poniżej rzekę Kolorado jest więc bardzo okazały.
Podczas budowy tamy zginęło aż 112 osób. Pierwszą ofiarą był geodeta pracujący na miejscu jeszcze w fazie projektowania.
Zapora Hoovera ma także swoje miejsce w popkulturze. Zostaje zniszczona w filmie San Andreas podczas wielkiego trzęsienia ziemi.
Zwiedzając Zaporę Hoovera latem (od maja do października), warto wziąć pod uwagę temperaturę powietrza. Podczas mojej wizyty w czerwcu było ponad 35 stopni. Koniecznie pamiętajcie o nakryciu głowy.
Znajdujące się nieopodal Hoover Dam miasto o nazwie Boulder City powstało specjalnie dla pracowników zatrudnionych przy budowie konstrukcji.
Zapora Hoovera – podsumowanie
Zapora Hoovera w USA jest warta odwiedzenia z kilku powodów. Po pierwsze to bardzo ciekawa konstrukcja w malowniczym otoczeniu. Ogrom betonu użytego podczas budowy robi wrażenie. Nic dziwnego, że odwiedza ja kilka tysięcy osób każdego dnia. Ja spędziłem na tamie około godziny. Jeśli będziecie chcieli zobaczyć też jej wnętrze, należy zaplanować dodatkowe pół godziny do godziny. To doskonała odskocznia po zwiedzaniu Las Vegas i wizycie w kasynie. No chyba, że przegraliście oszczędności życia…