Ostatni wyjazd do Krainy Wygasłych Wulkanów, czyli w Góry Kaczawskie spędziłem całkiem ciekawie. Nocowaliśmy w Wojcieszowie, więc blisko było do jednej największej atrakcji okolicy. Mam na myśli Organy Wielisławskie. Weekend miał charakter rodzinny, więc było sporo dzieciaków w różnym wieku. Specjalnie dla nich zorganizowano warsztaty z nietoperzami. Tych latających ssaków jest tu bowiem dość sporo. A to między innymi dlatego, że góra Wielisławka jest mocno podziurawiona przez dawnych gwarków. I właśnie sztolnie w górze Wielisławka postanowiłem zobaczyć. Zostawiłem więc ekipę przy Organach, a sam ruszyłem w kierunku sztolni.
Historia górnictwa w Górze Wielisławka
Miłośnicy górnictwa, szczególnie dawnego, znajdą w okolicy Wielisławki dużo ciekawych miejsc. To jedno z największych w Sudetach Zachodnich pól górniczych. Wydobywano tu między innymi złoto i srebro. Eksploatacja trwała nieprzerwanie od XIV do XIX wieku. Znalazłem co prawda informację, że wydobycie rozpoczęto w tej okolicy dopiero w 1557 roku. Jednak najczęściej spotyka się wzmianki o znacznie dłuższej historii górniczej okolicy.
Obecnie drożne są jedynie trzy sztolnie. Natomiast hałd i szurfów, wkopów i zapadlisk jest tu bez liku. Na mapie naliczyłem ponad 50 takich obiektów.
Zapadliska, zwane też pingami, są bardzo interesujące. Są pozostałością po tak zwanych duklach, czyli niewielkich szybach o średnicy około 1,5 metra. W Wikipedii znalazłem informację, że dukle były drążone bez obudowy. Jednak te na Wielisławce takie zabezpieczenia miały. Powstawały one w celu poszukiwania złoża. Kiedy na takie natrafiono, następowała właściwa eksploatacja. Na dnie takiego szybu powstawało niewielkie wyrobisko. Za pomocą drewnianych kołowrotów wyciągano z niego na powierzchnię urobek.
W XIX wieku rozpoczęto tu także eksploatację porofitów. To właśnie dzięki niej odsłonięto Organy Wielisławskie.
Drożne sztolnie w górze Wielisławka
Jednak nie szukałem w terenie pingów, a drożnych sztolni, które można by było zwiedzić. Na północnym zboczu Wielisławki są trzy takie obiekty. Ja odnalazłem dwa. Dość trudno do nich dotrzeć, a ten najciekawszy łatwo można przegapić. Idąc od strony Organów Wielisławskich trzeba dojść do młyna Wielisław. Tuż za nim żółty szlak prowadzi lekko w prawo. Natomiast w lewo pod górkę znajduje się wąska ścieżka. Widać, że niezbyt uczęszczana.
Prowadzi między drzewami w kierunku rzeki Kaczawa. Warto zachować ostrożność, bo momentami jest dość stromo. Mniej więcej w połowie zejścia do rzeki jest niewielki otwór w skale. Wygląda trochę jak nora lisa. Łatwo go przegapić lub zignorować. Jednak to właśnie tego miejsca szukałem.
I tutaj bardzo ważna uwaga. Bezpieczeństwo przede wszystkim. Przed wejściem do sztolni koniecznie zostawcie informację komuś zaufanemu, gdzie wchodzicie i kiedy planujecie wyjść. Najlepiej nie wybierać się w takie miejsca samemu. Wiem, ja byłem sam, nie było to najbardziej rozsądne. Jednak znajomi wiedzieli gdzie idę i kiedy wrócę. Druga ważna rzecz to oświetlenie. Zawsze, kiedy wchodzę do dziury mam ze sobą co najmniej trzy źródła światła. Pod ziemią nie da się przyzwyczaić wzroku do ciemności. Powrót do wyjścia bez latarki może okazać się trudny albo wręcz niemożliwy.
Jaskinia Wielisławska
Sztolnia, do której zaraz wejdziemy zwana jest również Jaskinią Wielisławską. To dość mylące, bo jaskinie są przecież tworami naturalnymi. Choć z drugiej strony mówi się, że pierwotnie była to rzeczywiście jaskinia. Dawni gwarkowie mieli wykorzystać ją jako bazę do wykucia sztolni i poszukiwań cennych rud metali.
Otwór wejściowy do wnętrza góry jest dość wąski. Niestety trzeba się ubrudzić i wczołgać. Już po kilku metrach korytarz staje się na tyle wysoki, że można w nim spokojnie stanąć. Zwiedzanie więc przebiega w miarę komfortowo. Sztolnia jest sucha, nie będą wam potrzebne wodery, ani nawet kalosze.
Po przejściu kilkunastu metrów natrafiłem na częściowo zasypany fragment sztolni. Nie jest to jednak miejsce wystąpienia zawału. W stropie znajduje się tu szyb wentylacyjny. To właśnie on jest odpowiedzialny za ten bałagan i utrudnienie w eksploracji. Szczelina jest na szczęście na tyle szeroka, że bez problemu można ją pokonać. Zwłaszcza że ktoś przyniósł tu plandekę, która ułatwia całą sprawę.
Za zwężeniem korytarz skręca lekko w lewo. Po kolejnych kilkudziesięciu metrach dotarłem do niewielkiej komory. Jest ona o tyle ciekawa, że na jej środku pozostawiono skalny słup podtrzymujący strop. Całkiem fajnie to wygląda.
Z komory odchodzi kilka korytarzy zakończonych przodkami. Jedne są bardzo krótkie, inne odrobinę dłuższe. W sumie cały system podziemny ma około 100 metrów. To bardzo fajny relikt dawnego górnictwa. Jeśli interesujecie się tego typu miejscami, na pewno warto odwiedzić Jaskinię Wielisławską. Zwiedzenie całości zajęło mi około 20 minut.
Spacer zboczem góry Wielisławka do kolejnej sztolni
Po wyjściu z jaskini skierowałem się nad brzeg rzeki Kaczawy. Zejście znów jest dość strome i warto zachować ostrożność. Tuż przy brzegu jest ścieżka, która momentami sprawia trochę trudności. Trzeba w kilku miejscach przejść przez skały. Da się to jednak zrobić bez większego kłopotu. Jest tu bardzo malowniczo.
Po kilkudziesięciu metrach wędrówki dotarłem do drugiej sztolni. Drugiej, ale pierwszej. Tak bowiem opisywana jest na mapie. Wejście do niej jest bardzo dobrze widoczne z drogi 328 między Sędziszową a Nowym Kościołem. Otwór wejściowy jest dużo bardziej okazałe. Wydaje się, że wędrówka do wnętrza góry będzie równie komfortowa, jak ta przed chwilą.
Po wejściu do środka okazuje się jednak, że jest tu sporo niżej. Nie da się iść wyprostowanym.
Sztolnia jest też dużo krótsza. Ma zaledwie kilkanaście metrów. Tworzy ją jeden korytarz zakończony przodkiem. Nie ma tu żadnych komór ani bocznych odnóg. Przez to sztolnia jest zdecydowanie mniej ciekawa do zwiedzania. Jej przejście zajęło mi około 10 minut w obie strony.
Po wyjściu skierowałem się w prawo i po chwili dotarłem do ulicy Młyńskiej. Nią doszedłem do wspomnianej wcześniej drogi. Drogą do Młyna Wielisław i z powrotem do Organów Wielisławskich. Tam znajomi biegali z odbiornikami radiowymi i słuchali nietoperzy.
Skarby wśród skał
Sztolnie w górze Wielisławka od dziesięcioleci rozpalają wyobraźnię poszukiwaczy skarbów. Według przekazów może być tu ukryte tak zwane Złoto Wrocławia. Stąd dość często się zdarza, że wszelkiej maści eksploratorzy rozkopują na dziko okolicę w poszukiwaniu skarbu. Legendę ma uwiarygadniać osoba tajemniczego kapitana Herberta Klose. Pozostał on po wojnie w Sędziszowej i miał rzekomo pilnować ukrytego depozytu. Czy tak rzeczywiście było? Tajemnicę zabrał niestety ze sobą do grobu. Warto jednak wspomnieć, że nie ma wiarygodnych dowodów na to, że „Złoto Wrocławia” w ogóle istniało.
Sztolnie w górze Wielisławka – podsumowanie eksploracji
Góra Wielisławka to jedno z największych dawnych pól górniczych na Dolnym Śląsku. Miłośnicy historii wydobycia z ziemi jej skarbów znajdą tu sporo ciekawych miejsc. Zdecydowanie warto odwiedzić to miejsce zarówno dla tego, co widać na powierzchni, jak i tego, co ukryte pod ziemią. Pamiętajcie jednak o zachowaniu szczególnej ostrożności podczas eksploracji podziemi.