Dzięki zaangażowaniu znajomych, których miałem radość odwiedzić w Wielkiej Brytanii, zobaczyłem ciekawy kawałek wybrzeża. Mam na myśli zatokę i ogrody Dunraven, a także znajdujące się tam pozostałości po zamku Dunraven Castle. Pogoda nas nie rozpieszczała. Walijskie morze przywitało nas bowiem lekkim deszczem i niezbyt przyjemnym wiatrem. Jednak cóż począć? Biorę, co natura daje. Widoki na miejscu okazały się bowiem całkiem przyjemne.
Na brzeg Kanału Bristolskiego dojechaliśmy od strony Newport autostradą M4. Następnie zjazdem numer 35 zjechaliśmy w stronę nadmorskiej wsi Southerdown. Ta niewielka mieścina znana jest głównie ze swojej plaży. Warto dodać, że nie jest to plaża w rozumieniu egipskim, czy nawet mazurskim. To skalne wybrzeże z dużą ilością kamieni różnej wielkości.
Plaża Dunraven Bay
Plaża składa się z dwóch części oddzielonych od siebie cyplem. Na jego szczycie znajdują się pozostałości po zamku i ogrody, o których później. Do części południowo-wschodniej trudno się dostać ze względu na strome klify. Ponoć jest tu gdzieś ukryte zejście po schodach, jednak nam nie udało się go odnaleźć. Zarówno na mapie, jak i w terenie. Stąd podziwialiśmy ten fragment wybrzeża tylko z góry.
Przy zatoce Dunraven znajduje się niewielki, bezpłatny parking. Zostawiliśmy tu auto i na początek wybraliśmy się nad brzeg. Jest tu skaliście, a ściany otaczających zatokę klifów wznoszę pionowo na kilkadziesiąt metrów.
Bardzo ciekawie wygląda budowa samych klifów. Z bliska robią wrażenie wymurowanych. Cienkie płaty kamienia poprzekładane są warstwą czegoś, co wygląda jak zaprawa murarska. I w sumie trochę tak jest. Wszystkie skały odsłonięte na obszarze Southerndown to skały osadowe. Zostały one ułożone jako osady błota, mułu, piasku i wapna, które z czasem się zagęściły. Powstał z nich wapień, łupek i zlepieniec. Stąd tak ciekawie się prezentują, zarówno z bliska, jak i z daleka.
Plażę, pomimo złej pogody, okupowali wędkarze. Podczas naszego pobytu udało im się nawet złowić sporą sztukę. Chyba łososia. Był też jeden miłośnik surfingu, co było dla mnie sporym zaskoczeniem.
Ogrody Dunraven
Z plaży udaliśmy się na spacer pod górę. Jak wspomniałem wcześniej, na szczycie cypla znajdują się pozostałości po zamku oraz ogrodzone murem ogrody. Są one otwarte dla zwiedzających, choć jak się okazało, nie ma tu zbyt wiele do zwiedzania.
Ogrodami są one chyba tylko z nazwy. Kiedyś rzeczywiście było tu sporo ciekawych roślin. Obecnie mamy trochę drzew i krzewów oraz cztery oddzielne przestrzenie.
We wschodnim narożniku znajduje się niewielka baszta. Można do niej wejść, ale tylko na poziom gruntu. Nie ma możliwości wdrapania się na górę, żeby zobaczyć ogrody z lotu ptaka.
Sam ogród powstał w XVI wieku. Później był rozbudowywany i przebudowywany. Można zobaczyć jak wówczas wyglądał jedynie na akwarelach z XVII wieku, pokazujących całą okolicę. Ogród i park zostały rozbudowane w XIX wieku, ale obecnie teren jest raczej pusty.
Po zwiedzeniu ogrodów Dunraven poszliśmy kawałek dalej szlakiem o nazwie Wales Coast Path wzdłuż klifów. Tak, jak wspomniałem wcześniej, nie udało nam się znaleźć zejścia na brzeg. Pozostała nam jedynie obserwacja z góry. W sumie to może i lepiej. Widok na klify jest bowiem zacny.
Dunraven Castle
W drodze powrotnej na parking odwiedziliśmy jeszcze miejsce, gdzie kiedyś stał zamek Dunraven. Dziś już naprawdę niewiele z niego pozostało. Wciąż istnieją ślady budowli, w tym fundamenty i zawalone konstrukcje. Zachowało się kilka stopni i murów oporowych. Budowla nie ma zbyt okazałej historii i leży na uboczu. Jest więc to miejsce niemal całkowicie zapomniane.
Pierwsze fortyfikacje w tym miejscu miały powstać już w XII wieku. Później w XVI wieku na miejscu stał dwór należący do rodziny Vaughan. W latach 1802-1806 przebudował dwór na kasztel myśliwski. Był zamieszkały aż do II Wojny Światowej. Wtedy to służył jako szpital wojskowy. Po wojnie został opuszczony i popadała w coraz większą ruinę.
Dom został zburzony w 1962 roku. Zachowało się kilka stopni i murów oporowych.
Ogrody Dunraven – podsumowanie spaceru
Spacer po walijskim wybrzeżu nie należał do mega spektakularnych. Pogoda niezbyt dopisała, było mokro i chłodno. Jednak było też cicho i bardzo mało ludzi. A to lubię. Kiedy można w spokoju i ciszy spacerować w pięknych okolicznościach przyrody. Miejsce jest godne polecenia, jeśli lubicie morze w wersji innej niż All-inclusive. Można tu spędzić zarówno kilkadziesiąt minut, jak i wiele godzin. Wszystko zależy od tego, jakie trasy spaceru wybierzecie.