Będąc w Beskidzie Żywieckim, postanowiliśmy odwiedzić całkiem ciekawe miejsce, czyli trójstyk granic Jako atrakcja turystyczna powstało całkiem niedawno, bo około 30 lat temu. Dokładnie 1 stycznia 1993 roku. Dlaczego ta data jest tak ważna? To właśnie wtedy Polska straciła południowego sąsiada, za to zyskała dwóch. Wówczas bowiem na skutek aksamitnej rewolucji z rozpadu Czechosłowacji powstały Czechy i Słowacja. Dwa lata później postawiono tu trzy podobne obeliski kamienne. Co ciekawe, żaden z nich nie stoi na rzeczywistym trójstyku granic.
Do trójstyku granic dojechaliśmy od strony Istebnej. Droga kończy się w miejscowości Jaworzynka. Jest tu niewielki parking. Chyba trochę za mały, bo byliśmy świadkami karczemnej awantury i przepychanek słownych między kierowcami. Udało nam się jednak znaleźć miejsce na auto.
Do trójstyku granic wygodną drogą
Po zaparkowaniu ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku trójstyku. Widać, że trasa została przygotowana specjalnie pod ruch turystyczny. Piękny asfalcik, lampy, wykoszona trawka. No miód malina. Czyli w sumie nie to, czego szukam na szlakach.
Po około kilometrowym spacerze w dół dotarliśmy na miejsce. Miejsce podobnie jak szlak zrobione „pod igłę”. Choć całość ma już prawie 20 lat, widać, że jest zadbana. Na miejscu ławeczki, napis z serduszkiem i nawet tężnia solankowa. Jest też restauracja i budki z fast foodami. Są też wspomniane wcześniej obeliski.
Punktem kulminacyjnym jest mostek nad płynącym okresowo strumykiem, który jest rzeką graniczną. Spoglądając w dół, można zobaczyć niewielki słupek, który znajduje się w rzeczywistym miejscu trójstyku granic. Niestety nie ma ścieżki, która pozwoliłaby tam legalnie zejść. Choć widać, że trochę wydeptane jest. 😉
No i jeśli chodzi o trójstyk granic, to by było na tyle. Nam jednak było mało. Postanowiliśmy więc zrobić małe kółko po okolicy. Przeszliśmy na słowacką stronę i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Cierne. Po krótkim podejściu czekało nas zejście w kierunku zabudowań. Wtedy też po raz pierwszy przeszliśmy pod sporym mostem drogowym.
Most Valy – najwyższy na Słowacji
Do miejscowości nie wchodziliśmy, weszliśmy tylko na most, żeby zobaczyć płynącą tędy rzekę Czerniankę. Następnie wróciliśmy na drogę i skręciliśmy w lewo, by po około 300 metrach znów skręcić. Tym razem w prawo. No i tą drogą dotarliśmy pod most. Most ma 84 metry wysokości, a najwyższy filar aż 76 metrów, co czyni konstrukcję wyjątkową na skalę europejską. Długość też robi wrażenie, choć ponoć nie ma znaczenia… Całość ma prawie 600 metrów.
Most przecina dolinę Gorilova potok i wzgórze Valy, od którego został nazwany. Z dołu robi wrażenie. Szczególnie jego długie i wydaje się cienkie jak patyczki filary.
,br>Podejście do Hrcavy
Po obejrzeniu mostu i małym pikniku na poboczu drogi poszliśmy dalej. Dotarliśmy do granicy słowacko-czeskiej. No i tutaj mieliśmy dylemat. Czy skręcić w prawo i wrócić do trójstyku, czy w lewe i zrobić większe kółko. Po krótkim zastanowieniu wygrała dłuższa opcja.
Jednak nie potrzeba było wiele czasu, żeby wybór został przeklęty słowami nienadającymi się do cytowania. Było dość ciepło i świeciło słońca, a podejście okazało się stosunkowo strome. Do tego brak nawet kawałka cienia i przepis na siódme poty gotowy. Na szczęście widok za plecami stawał się z każdym metrem podejścia coraz ciekawszy.
,br>Nie było też daleko, więc dość szybko dotarliśmy do miejscowości. No i tu stał się cud. Otwarta mała knajpka Hospůdka Na Vyhlídce z napojami w lodówce i jak sama nazwa wskazuje, z fajnym widokiem. Można płacić euro, złotówkami, koronami, kartą, telefonem. Czym dusza zapragnie. Warto to podkreślić, bo w Czechach to nie jest takie oczywiste. Nie raz już odbijałem się od kasy, bo nie miałem koron.
Trójstyk granic – Powrót do Jaworzynki
Powrót do auta już bez większej historii, choć po drodze trochę widoków. Szczególnie ciekawie prezentuje się most Valy. Tym razem był już sporo poniżej naszej trasy.
Trójstyk granic – podsumowanie spaceru
Trójstyk granic Polski, Czech i Słowacji to fajna ciekawostka. Choć czy to dobry pomysł na główny punkt wyprawy? Myślę, że nie. Fajne jest to, że można tu spokojnie dotrzeć nawet z małym dzieckiem w wózku. No i to w końcu fragment najnowszej historii Europy. Cieszę się, że dołożyliśmy sobie kilka kilometrów spaceru, bo dzięki temu były też fajne widoki. Choć niestety cała trasa asfaltem. Przeszliśmy 6,6 km w niespełna 3 godziny, więc tempo było bardzo spacerowe.