Leżąca na północy wyspy Uznam miejscowość Pennemunde ma dość długą tradycję. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą już z XIII wieku. Jednak w to miejsce przyciągnęła mnie zdecydowanie nowsza historia. Właściwie, to nawet nie wiem do końca, który jej aspekt bardziej. Czy było to muzeum w tajnym ośrodku badawczym nad cudowną bronią Hitlera, czyli bronią rakietową? Czy może zacumowany w pobliskim porcie poradziecki okręt podwodny klasy Juliett?
Tak czy siak. Podczas mojego pobytu na pomorzu zachodnim postanowiłem przejechać granicę i zwiedzić oba te interesujące obiekty. Jak się okazało, Peenemunde nie leży tak blisko Szczecina, jak myślałem. Podróż samochodem zajęła mi w jedną stronę około 2,5 godziny. Jednak było warto. Oba obiekty są niezwykle ciekawe i warte zobaczenia. Zwłaszcza jeśli choć trochę interesujecie się historią II Wojny Światowej. Ponadto ośrodek badawczy na północnym krańcu wyspy Uznam był w zasadzie kolebką amerykańskiego programu kosmicznego.
Penneumnde – jak dojechać
Ze Szczecina wyjechałem drogą DK10. Za granicą zmieniła ona numer na 104. Następnie koło Pasewalk skręciłem w prawo w drogę 109. Później za Karlsburgiem skręciłem w drogę 111, która prowadzi na wyspę Uznam. Tutaj jeszcze tylko jeden skręt w lewo w lokalną drogę 1264 i jazda niemal do końca. Tak dotarłem do parkingu, z którego widać już budynek dawnej elektrowni i makietę rakiety V-2. Należy uważać z prędkością, bo po drodze stoi sporo fotoradarów.
Muzeum w Pennemunde – parking, bilety, godziny otwarcia.
Parking przy muzeum w Pennemunde jest płatny. W lutym 2023 roku godzina kosztowała 1 Euro. Jeśli jednak odwiedzacie muzeum poza sezonem, czyli od listopada do kwietnia, to proponuję zaparkować kawałek dalej. Tuż przed pierwszym parkingiem skręćcie w lewo, a następnie skierować się w stronę portu. Po około 300 metrach jazdy i minięciu wejścia do muzeum, traficie na spory otwarty teren. Znajduje się tam drugi parking. Z tym że poza sezonem jest on bezpłatny.
Wejście do Muzeum Techniczno-Historycznego w Pennemunde znajduje się w budynku dawnej wartowni. Nie sposób przegapić.
Muzeum jest dostępne codziennie, oprócz niektórych świąt. Jednak godziny otwarcia zmieniają się w zależności od sezonu. I tak:
- Kwiecień-Wrzesień – od 10:00 do 18:00
- Październik-Marzec – od 10:00 do 16:00. W tym okresie muzeum jest nieczynne w poniedziałki.
Ceny biletów wstępu kształtują się następująco (cena na luty 2023):
- Dorośli – 10 Euro
- Ulgowy (Stażyści, studenci, osoby o znacznym stopniu niepełnosprawności, za osobę dla grup liczących 15 osób lub więcej) – 7 Euro
- Bilety szkolne dla wycieczek klasowych – 4 Euro za ucznia
- Dzieci powyżej 6 roku życia – 2 Euro
Dodatkowo można wypożyczyć przewodnik audio za 2,5 Euro. Zdecydowanie polecam ponieść ten wydatek. Znajdują się tam bowiem szczegółowe opisy miejsc, na które się patrzy. Moim zdaniem to doskonały pomysł. Komentarze są oczywiście w języku polskim. Podczas wynajmu urządzenia trzeba zostawić w zastaw dowód tożsamości.
Możliwe jest również zwiedzanie z polskojęzycznym przewodnikiem. Trzeba się jednak wcześniej umówić. Listę takich certyfikowanych przewodników wraz z danymi kontaktowymi znajdziecie na stronie internetowej Muzeum.
W Muzeum jest jeszcze jedna płatna atrakcja, na którą moim zdaniem warto się skusić. Mam na myśli taras widokowy na dachu elektrowni. Można się tam dostać windą. Ta przyjemność kosztuje dodatkowo 1 Euro.
Wojskowy Ośrodek Badawczy w miejscowości Pennemünde – Zaczynamy zwiedzanie
Teren Muzeum Historyczno-Technicznego Peenemünde jest dość obszerny. Sprawia to, że poszczególne miejsca przeznaczone do zwiedzania są dość oddalone od siebie. Wycieczkę zaczynamy w budynku wartowni. Sala, w której kupuje się bilety, jest stylizowana na sterownię obiektu. Poza wejściówkami do muzeum można tam również nabyć publikacje na jego temat i liczne pamiątki. Niestety wewnątrz nie można robić zdjęć. Nie bardzo wiem dlaczego, ale zakaz to zakaz. Pewnie chodzi o ochronę wizerunku pracowników.
Po zakupie biletu i wypożyczeniu audioprzewodnika ruszyłem na zwiedzanie. Po wyjściu z wartowni pierwsze co rzuca się w oczy to olbrzymia suwnica i dźwig. Urządzenia te pozwalały na zaopatrzenie elektrowni w węgiel.
Pociski z napędem rakietowym – niemieckie Wunderwaffe
Na dalszym planie widać sam budynek elektrowni. Jednak do niego dojdziemy później. W pierwszej kolejności skierowałem się w stronę makiety rakiety V-2. To najważniejsza z broni, które były tu rozwijane. Projekt rakiety powstał już w połowie lat 30. XX wieku. Nosił wtedy kryptonim A4 od niemieckiej nazwy Aggregat 4. Dopiero po przejęciu projektu przez wojsko zyskał on znany do dziś kryptonim V-2. Ta nazwa pochodzi zaś od niemieckiego słowa Vergeltungswaffe, czyli broń odwetowa.
Głównym konstruktorem i „ojcem” broni rakietowej był tu Wener von Braun. Ten sam, który po wojnie w ramach operacji „Paperclip” wraz z innymi cennymi naukowcami został wywieziony do USA. Tam po raz kolejny został „ojcem”. Tym razem amerykańskiego programu kosmicznego.
Początkowo prace nad bronią rakietową odbywały się w ośrodku doświadczalnym pod Berlinem. Jednak ze względu na bliskość stolicy Niemiec, postanowiono przenieść badania w bardziej bezpieczne miejsce. Po prostu nie było tam wystarczająco dużo miejsca na poligon i prowadzenie testów.
Dlaczego Pennemunde?
Pennemunde wybrano z kilku powodów. Po pierwsze północny cypel wyspy Uznam dał się stosunkowo łatwo odgrodzić. Było to niezbędne, do utrzymania badań w tajemnicy. Po drugie otwarta nadmorska przestrzeń dawała możliwość niezakłóconej obserwacji toru lotu rakiety na sporej odległości. Po trzecie, okolica nie była zbyt gęsto zaludniona. To powodowało, że nie było zbyt wiele ludności cywilnej, którą trzeba by było wysiedlić.
Zakłady Doświadczalne i produkcja rakiet funkcjonowała tu co najmniej do sierpnia 1943 roku. W szczytowym okresie rozwoju ośrodka pracowało tu około 12 000 ludzi.
W sierpniu 1943 roku alianci, dzięki polskiemu wywiadowi, zorientowali się, jak ważne jest to miejsce. W nocy z 17 na 18 sierpnia 43 roku prawie 600 bombowców wykonało nalot na Peenemünde. Zrzucono wtedy około 1800 ton bomb. Spowodowało to tak wielkie zniszczenia, że uniemożliwiło dalszą pracę ośrodka. Badania i produkcję rakiet przeniesiono więc do podziemnych fabryk rozsianych po całej Europie. W lipcu i sierpniu 44 roku miały miejsce kolejne trzy bombardowania Pennemunde. Tym razem zniszczono zakłady zachodnie, produkujące broń V-1. Wcześniej nie zdawano sobie sprawy z ich istnienia.
Rakiety V-2 w służbie wojny
Po raz pierwszy rakieta V-2 wzniosła się w powietrze 13 czerwca 1942 roku. Sukces był jednak tylko częściowy, gdyż po 1300 metrach lotu pocisk eksplodował. Poprawiono więc konstrukcję i 3 października tego samego roku przeprowadzono kolejną próbę. Tym razem zakończoną całkowitym sukcesem.
W sumie w czasie II Wojny Światowej Niemcy użyli ponad 5500 sztuk tej nowoczesnej broni. Pomimo tego, że nie był ona zbyt celna, spowodowała spore zniszczenia i śmierć ponad 7000 żołnierzy i cywilów. Głównymi celami były miasta. Szczególnie Londyn, Bruksela, Antwerpia czy Paryż.
Poza makietą rakiety V2 na ekspozycji zewnętrznej można zobaczyć makietę latającej bomby V-1 na wyrzutni. Te pociski również miały za zadanie niszczyć cele w miastach alianckich. Do ich napędu wykorzystano silnik pulsacyjny. Sterowane były skomplikowanym systemem żyroskopów. Choć była też koncepcja przystosowania latającej bomby do pilotowania jej przez człowieka. Misja taka byłaby oczywiście misją samobójczą. Zarzucono jednak te plany. Najskuteczniejszym sposobem wystrzeliwania V-1 okazała się specjalna wyrzutnia-katapulta. Tę także można zobaczyć na wystawie.
Jest także cysterna, którą dostarczano do zakładu paliwo. Na bocznicy kolejowej stoi skład pociągu, którym po wojnie do elektrowni dojeżdżali jej pracownicy.
Elektrownia w Pennemunde
Po obejrzeniu wystawy zewnętrznej czas ruszyć do elektrowni. Ten budynek, a właściwie kompleks budynków, jest ogromny. W dawnej części administracyjno-biurowej mieści się wystawa związana z rozwojem broni rakietowej. Ja jednak najpierw poszedłem do głównej części obiektu.
Można tu zobaczyć sporo urządzeń działającej jeszcze do roku 1990 elektrowni. Niestety nie wszędzie da się wejść, jednak i tak nie sposób się tu nudzić. Na środku sali, w której stały niegdyś główne urządzenia znajduje się obecnie makieta turbiny wraz z generatorem. Można tu zapoznać się z technologią wytwarzania energii elektrycznej.
Warto też pokręcić się po udostępnionych do zwiedzania zakamarkach budynku. Dość dobry ich opis znajdziecie w audioprzewodniku a także na tablicach informacyjnych. Jeszcze mała uwaga praktyczna. Do środka nie można wchodzić ze zwierzakami.
Windą na dach elektrowni – punkt widokowy
W budynku dawnej elektrowni zainstalowano windę. Można dostać się nią na znajdującą się na jej dachu platformę widokową. Oczywiście skorzystałem z okazji, jednak nie miałem szczęścia do pogody. Padający śnieg i silny wiatr mocno utrudniały obserwację okolicy.
Widoczność była bardzo kiepska. Ledwo była widać zacumowaną w pobliskim porcie poradziecką łódź podwodną U-461. A to zaledwie około 400 metrów. Swoją drogą, okręt ten można zwiedzać. Relację, która mam nadzieję, zachęci Was do tego, znajdziecie w jednym ze wcześniejszych wpisów.
Niestety dalszej okolicy, opisanej na tablicach informacyjnych nie dało się zobaczyć. W związku z tym na dachu elektrowni nie spędziłem zbyt wiele czasu.
Wystawa w budynku administracji
Po wyjściu z elektrowni skierowałem się do budynku administracyjnego. Jest on właściwie częścią tego wielkiego kompleksu i nie stanowi oddzielnej budowli. To tutaj znajduje się główna ekspozycja związana z broną rakietową i rakietami w ogóle. Można się to dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy o rozwoju tej technologi. Była ona rozwijana zarówno przed, w trakcie, jak i po zakończeniu II Wojny Światowej. Zresztą ulepszana jest nadal, choć to już zupełnie inna bajka.
Ekspozycja znajduje się na trzech piętrach i jest bardzo bogata. Znajdziecie tutaj zarówno zdjęcia, jak i fizyczne eksponaty. A tych jest dość sporo. Od makiety stanowiska startowego rakiet V-2 po oryginalne części pocisków.
Znajdują się tu między innymi elementy kierowania rakietami. Są też fragmenty napędu i głowic bojowych, oczywiście w pełni bezpieczne.
Zakłady Doświadczalne w Pennemunde to nie tylko naukowcy, ale też pracownicy przymusowi. Część ekspozycji jest poświęcona właśnie nim. Można tu zobaczyć między innymi przedmioty codziennego użytku wykorzystywane przez więźniów.
Spora część ekspozycji poświęcona jest rozwojowi technologii rakietowej już po zakończeniu II Wojny Światowej. Na naukowców, którzy tu pracowali, chrapkę mieli bowiem zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie. Tym drugim udało się pozyskać znacznie więcej naukowców i dokumentacji technicznej. Do Związku Radzieckiego trafiła za to większość personelu technicznego.
Po obejrzeniu eksponatów na trzech pietrach budynku zakończyłem zwiedzanie muzeum. Miałem jeszcze w planie odwiedzenie U-461 w porcie. No i musiałem na wieczór wrócić do Szczecina. Jednak w okolicach Peenemünde można zobaczyć sporo więcej. Ukryte w lesie pozostałości po stanowiskach startu rakiet są co prawda oficjalnie niedostępne. Jednak można się tam chyba udać. Przynajmniej sądząc po wydeptanych ścieżkach prowadzących do lasu. Na mapie są one doskonale widoczne i nie powinno być problemu z ich odnalezieniem w terenie.
Muzeum Historyczne Pennemunde – podsumowanie wycieczki
Wycieczka do Peenemünde to świetna lekcja historii i prac na niemiecką cudowną bronią w czasie II Wojny Światowej. Nie brakuje także ciekawych informacji o rozwoju technologii rakietowej już po wojnie. Spokojnie można tam spędzić cały dzień. I to nie tylko na obcowaniu z historią, ale też odpoczywając na fajnej plaży. To oczywiście w sezonie letnim. Muzeum polecam przez cały rok. Zimą zresztą jest mniej zwiedzających, więc można w spokoju spacerować po terenie.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉
Chcesz odwiedzić wyspę Uznam? Zarezerwuj nocleg z Weekendowym Turystą i pomóż nam rozwijać bloga!
Planujesz wypoczynek na wyspie Unzam? Chcesz zdobyć Muzeum Historyczno-Techniczne Pennemunde? Skorzystaj z Booking.com w celu rezerwacji noclegów. Rezerwując z naszego linka płacisz dokładnie tyle samo, a pomagasz nam w rozwoju bloga i przygotowaniu nowych, ciekawych materiałów.
Booking.com