Kolejna przygoda na Maderze? Tym razem nawet kilka. Zapraszam na wycieczkę po kilku miejscach na Wyspie Wiecznej Wiosny. Tym razem wybrałem te mniej i bardziej oczywiste atrakcje Madery, które jednak moim zdaniem warto zobaczyć. Części z tych miejsc nie znajdziecie na tak zwanej liście „must have”. Dzięki temu nie ma tam tłumów, nawet w szczycie sezonu.
Zapraszam więc na wędrówkę po miejscach, które mnie urzekły. Będzie też jedno takie, którego moim zdaniem nie warto odwiedzić.
Spacer po Porto da Cruz
To niewielkie miasteczko było kiedyś prężnie rozwijającym się i tętniącym życiem portem. Jednak wraz z powstaniem sieci dróg na wyspie jego znaczenie w tym kontekście mocno podupadło.
Obecnie to spokojne miasteczko, w którym niewiele się dzieje. Co ciekawe, Porto da Cruz jest jednym z kilku miejsc na Maderze, gdzie nadal uprawia się trzcinę cukrową.

Obejście spacerem całego miasteczka to zaledwie kilkadziesiąt minut. Ja wybrałem się na spacer z centrum, okrążając wzgórze Pico do Fortim.

Widać na nim pozostałości po punkcie obserwacyjnym, którego historia sięga 1708 roku. Nie ma tam oficjalnego szlaku, ale można się wdrapać na szczyt używając wąskiej ścieżki. Ja wybrałem spacer dookoła.

Widać stąd górujący nad okolicą szczyt Penha d’Águia, wulkaniczne wybrzeże i okoliczne skały. Jest też piękny widok na miasteczko.

Są też otwarte baseny, w których można zażyć kąpieli w morskiej wodzie.
Madera – wyspa rumu
Kapitan Jack Sparrow najpewniej na Maderze czułby się doskonale. Szczególnie w Porto da Cruz. Dlaczego akurat tam? Miałby pod ręką tysiące litrów najlepszego, maderskiego rumu. To niewielkie miasteczko na północy wyspy słynie bowiem właśnie z tradycji, którą piraci wielbili najbardziej. No może nie najbardziej, ale na pewno na podium ten trunek by się znalazł.

Kluczową rolę w historii Porto da Cruz odgrywa Engenho do Norte, czyli Cukrownia Północna. Została założona w 1927 roku i do dziś jest jednym z nielicznych działających engenhos na Maderze.

Można ją bezpłatnie zwiedzać. Zbyt wiele co prawda do zobaczenia nie jest, jednak kadzie z dojrzewającym trunkiem robią wrażenie. Tyle dobra w jednym miejscu… Można by tam zamieszkać.

W Engenho do Norte zachowano tradycyjne metody produkcji. Do wyciskania soku z trzciny używa się starych maszyn napędzanych parą. Proces destylacji również odbywa się w tradycyjnych miedzianych alembikach.

Jest też kadź z przezroczystymi ścianami. Można więc zobaczyć, jak wygląda leżakujący rum. Dystylarnia pracuje jedynie przez kilka tygodni w roku, w okresie zbiorów trzciny cukrowej. A tę zbiera się na Maderze od marca do maja.

Przy destylarni jest oczywiście bogato zaopatrzony sklep. Kupiłem tu prezenty dla znajomych, bo było z czego wybierać. Nabyłem też prezent dla siebie. Jak pojawi się szczególna okazja to z pewnością skorzystam.
Santana – kolorowe domki i maderski folklor
Niedaleko Porta da Cruz znajduje się niewielkie miasteczko o muzycznie brzmiącej nazwie Santana. Nie spotkałem tu niestety Carlosa, jednak trochę muzycznie było. Trafiłem na festiwal ludowy o nazwie 24 Horas. Mogłem więc zobaczyć, jak wygląda folklor Madery. Stroje i instrumenty są nieco inne niż w Polsce, ale idea bardzo podobna.

Muzycznie miasteczko żyło nie tylko na scenie. Poza nią również zbierali się mieszkańcy na wspólne śpiewanie. Folklor w formie scenicznej, ze strojami i choreografią, zawsze wyglądał dla mnie trochę sztucznie. Zupełnie inaczej prezentuje się w bocznych uliczkach. Nie ma tu kolorowych strojów pod turystów, za to są autentyczne emocje, które tak lubię.

Santana słynie jednak nie z festiwalu muzycznego, ale z charakterystycznych, kolorowych domków. Lokalsi nazywają je Casas de Colmo. Pokryte strzechą sięgającą niemal do samej ziemi drewniane budynki służyły dawniej jako domy dla rolników maderskich. Ponoć pierwsze z nich powstały niedługo po odkryciu wyspy w XV wieku. Te, które można zobaczyć w Santana nie są aż tak stare. Nie mają nawet 100 lat.

W centrum miasteczka można zobaczyć kilka tych różnokolorowych domków. Kwieciste, kolorowe rabaty przed budynkami fajnie komponują się z tym miejscem. Choć nie zawsze domki tego typu były kolorowe, to jednak te ponoć najbardziej odzwierciedlają tradycyjne malowanie.

Wewnątrz domków można zobaczyć, w jakich warunkach dawniej żyli mieszkańcy rolniczych obszarów wyspy. W czasie festiwalu wszystkie były otwarte. W każdym z nich było inne wyposażenie. Od krosna tkackiego po warsztat wikliniarski. Obok lewad i maderskiego wina domki z Santany są najbardziej rozpoznawalnym symbolem Madery. Nic więc dziwnego, że są chronione jako dziedzictwo kulturowe wyspy wiecznej wiosny. To właśnie one najczęściej zdobią pamiątki, magnesy na lodówkę, pocztówki czy koszulki.
Santana – park tematyczny
Opisywaną w różnych miejscach atrakcją miasteczka jest też park tematyczny – Parque Temático da Madeira. Ja jednak mam co do tego miejsca ambiwalentne uczucia. W czasie mojego pobytu większość turystów była w centrum miasteczka. W parku więc było cicho i spokojnie. Może nawet trochę za cicho, jak na takie miejsce.

Całość jak dla mnie jest trochę kiczowata i nastawiona bardzo komercyjnie. Wejście na teren jest płatne, i to jest w takich miejscach norma. Pierwszy raz spotkałem się jednak z taką organizacją, że wewnątrz za wejście na poszczególne wystawy czy inne atrakcje również trzeba było zapłacić dodatkowo. Wstęp na teren kosztował, z tego, co pamiętam 3 euro od osoby. Tyle samo kosztowało wejście do części obiektów na terenie. Oczywiście do każdego oddzielnie.

Bez dodatkowych opłat można zobaczyć ogród i charakterystyczne dla wyspy rośliny. Część z nich jest opisanych, więc można przeczytać, na co się patrzy.

Ja byłem sam, więc gdybym chciał skorzystać, pewnie za całość wydałbym ze 20 euro. Jednak już dla rodziny, nawet niewielkiej, to spory wydatek. Moim zdaniem niewart aż tyle pieniędzy. Trochę dziwne rozwiązanie. Myślę, że jeden bilet wstępu, który pozwala zobaczyć wszystko, byłby znacznie lepszy.

Piszę to jednak z perspektywy gościa z pięćdziesiątką na karku. No i podróżującego w pojedynkę. Z pewnością perspektywa rodziny z dziećmi będzie inna.
Szklany taras widokowy na klifie Cabo Giaro
Klif Cabo Girao to doskonałe miejsce na krótki przystanek między większymi atrakcjami. Widok stad jest niezwykły. Taras widokowy jest najwyżej na klifie położonym tego typu punktem widokowym w Europie.
Sam klif najwyższy nie jest. Na tej liście zajmuje 7. miejsce ze swoimi 589 metrami nad poziomem morza.

Wstęp na taras jest płatny. Opłatę w wysokości 3 euro (2025 rok) można wnieść w automacie. Następnie przechodząc przez automatyczne bramki udać się na taras.

Ja wybrałem się na Cabo Giaro z samego rana, jako pierwszy punkt trasy tego dnia. No i nie był to najlepszy pomysł, bo dojechałem na miejsce na godzinę przed otwarciem. Byłem o ósmej, a teoretycznie bramy otwiera się tu o 9. a zamyka o 20. Teoretycznie, bo wszedłem do środka około 8.30. Sklepik z pamiątkami i kawiarnia były jeszcze wtedy zamknięte. Wielkim plusem całej sytuacji było te, że przed 9. na miejscu było niewiele osób. Kiedy ja wybierałem się już dalszą podróż zajechaly tu pierwsze autokary.

Widok z tarasu jest bardzo fajny. Zarówno w dół, jak i na około. Spojrzenie przez barierkę w kierunku oceanu potrafi wywołać napad lęku wysokości. I choć ja cierpię na tę przypadłość, to tym razem była ona dla mnie łaskawa. Poczułem jedynie lekki niepokój.

Można stąd zobaczyć bezkres Oceanu Atlantyckiego, stolicę wyspy Funchal i miejscowość Câmara de Lobos.

Był też spory minus tak wczesnego pojawienia się na Cabo Giaro. Szyba, po której się chodzi była pokryta od spodu kropelkami rosy. Nie było więc przez nią kompletnie nic widać. Musiałem więc zadowolić się widokiem zza barierki.
Wodospad Aniołów
Wodospad Aniołów to miejsce niezwykłe. Na pewno nie przypomina Niagary, ani nawet Kamieńczyka. Jego wyjątkowość polega na tym, że strumień wody spada ze sporej wysokości bezpośredni na drogę.

Jeszcze niedawno można tu było naturalnie umyć auto, bo droga była dostępna dla ruchu. Jednak od 2024 roku już nie jest. Wcześniej była zamknięty na czas remontu, ale okazało się, że prace nie do końca się udały. Droga, a co za tym idzie wodospad, została więc zamknięta na stałe. Z obu stron dojazd jest zagrodzony betonowymi barierami. Jest też oznaczenie, które sugeruje, że nie można również podchodzić do wodospadu.

Ja podjechałem pod same bariery i zostawiwszy auto udałem się w kierunku wodospadu. Do przejścia było zaledwie kilkadziesiąt metrów. Zrobiłem kilka zdjęć i po nacieszeniu się scenerią wróciłem do auta. Czy warto tu podjechać? Myślę, że tak. Jednak pamiętajcie, że robicie to na własne ryzyko. Czy zdarzają się tam kontrole policji i mandaty? Tego nie wiem. Ja nie trafiłem, ale powtórzę – wchodzicie na własne ryzyko.

Dodatkową atrakcją był dla mnie sam dojazd. Na Maderze jest około 180 tuneli i zdecydowana większość z nich jest nowoczesna. Są obetonowane wewnątrz i dobrze oświetlone. Jednak tunel na drodze ER 101 to zupełnie inna bajka. Nie jest oświetlony a surowe ściany skalne nadają mu charakter jaskini. Nawierzchnia drogi też pozostawia sporo do życzenia. Całość wygląda jak żywcem przeniesiona w czasie i co najmniej o 100 lat.
Atrakcje Madery – Muzeum Bananów w Ponta do Sol
Podróżując główną drogą na południu wyspy przejeżdża się przez niewielką miejscowość Ponta do Sol. Jadąc od Funchal, zaraz po wyjechaniu z tunel po prawej stronie zobaczyłem coś, co mnie zaintrygowało. Muzeum Bananów. Banany lubię, ale żeby zaraz im muzeum stawiać? Pomyślałem, że muszę to zobaczyć. No i na zakończenie kolejnego dnia wyprawy podjechałem na zwiedzanie.
Przed wyjazdem na Maderę dużo czytałem o tym, jak wiele jest tu różnych gatunków owoców. I to było chyba największym rozczarowaniem podczas wakacji. Na miejscu okazało się bowiem, że zdecydowana większość z nich pochodzi z importu. Na wyspie uprawia się różne rodzaje marakui, papaję i właśnie banany. Stąd wziął się pomysł na stworzenie muzeum.

Muzeum znajduje się na terenie niewielkiej plantacji tego pysznego owocu. Jednak spacer pomiędzy drzewami bananowców to tylko jedna z atrakcji. Zwiedzanie zaczyna się bowiem od odwiedzin w multimedialnym muzeum. Można tu poznać historię uprawy bananów na wyspie. Opisy są jednak tylko po portugalsku i angielsku. Jeśli nie znacie żadnego z tych języków, zawsze można skorzystać z tłumacza Google. Moim zdaniem warto, bo historia tu opowiadana jest bardzo ciekawa.

Można się też dowiedzieć, jak te owoce wykorzystywane są w kuchni Madery. Jednym z charakterystycznych dla tego miejsca dań jest ryba pieczona z bananem. Całkiem ciekawe połącznie. Na plantacji jej nie zjecie, ale jest dostępna niemal w każdej restauracji na wyspie.

Po zapoznaniu się z ekspozycją ruszyłem na spacer alejkami między bananowcami. Przy okazji zobaczyłem też, jak wygląda awokado i mango na drzewie. Kilka takich drzew można tu również znaleźć.

Pośrodku terenu plantacji jest niewielka kawiarnia i sklepik. Można tu za parę euro zjeść kilka rodzajów ciasta bananowego, napić się bananowego piwa lub likieru. Można też najeść się bananami po kokardę. Owoce są bowiem dostępne tu za darmo. Co ciekawe na zewnątrz budynku wisiała olbrzymia kiść, z której można było sememu zerwać sobie owoce.

Wbrew jednak temu, co słyszałem, nie odczułem specjalnej różnicy w smaku bananów z Madery od tych dostępnych w naszych sklepach. Podobno te z Wyspy Wiecznej Wiosny są słodsze. Dla mnie i jedne i drugie są pyszne.
Ceny biletów wstępu do Muzeum Bananów w 2025 roku:
- Bilet normalny: 9,00 €
- Bilet seniora (osoby starsze): 7,00 €
- Bilet dla dzieci (od 6 do 14 lat): 5,00 €
- Dzieci do 6 lat: wstęp bezpłatny
Atrakcje Madery – Dolina Zakonnic
Zastanawiałem się, czy Dolina Zakonnic zasługuje na oddzielny wpis. Z początku miałem zamiar poświęcić temu miejscu cały artykuł. Jednak przygotowując tekst o atrakcjach Madery, postanowiłem tutaj umieścić krótki opis tego niesamowitego miejsca.

Niesamowitego głównie ze względu na widok. Dolina bowiem jest ze wszystkich stron zamknięta wysokimi górami. I właśnie z wysoko położonych punktów widokowych prezentuje się najlepiej. Z całego serca polecam Eira do Serrado. Przyznam, że po dotarciu na miejsce szczęka mi opadła do samej ziemi.

Na miejscu jest niewielki parking, który szybko się zapełnia. Ja na szczęście przyjechałem dość wcześnie i nie miałem problemu ze znalezieniem miejsca. Jednak, kiedy wyjeżdżałem zrobiło się już całkiem ciasno.
Taras widokowy jest dość spory i umożliwia podziwianie całej doliny. Stojąc niemal nad przepaścią adrenalina jeszcze podniosła mi energię.

Trafiłem na dzień, w którym w miejscowości Curral das Freiras odbywał się jakiś festyn. Słychać więc było muzykę niosącą się między górami. Jednak najciekawsze wrażenia dźwiękowe pozostawiał huk wystrzału, który co kilka minut wypełniał przestrzeń. Przez dobre kilka sekund dźwięk błąkał się między skalnymi ścianami, zanim ucichł całkowicie.

Po nacieszeniu oczu widokiem zjechałem autem do miejscowości. Festyn okazał się pokazem kulinarnym, który oglądało zaledwie kilka osób. Być może dlatego, że jak wspomniałem byłem z samego rana. Ulice jednak pełne były straganów z jedzeniem i pamiątkami. Curral das Freiras słynie z kasztanów podawanych tu w różnych formach – kremu, zupy, czy nalewki. Ja jednak byłem nieprzygotowany do zajęć i dowiedziałem się o tym dopiero pisząc ten artykuł. Na miejscu więc nie spróbowałem lokalnego specjału. No i bardzo żałuję. Szczególnie tej nalewki, bo może poznałbym kolejny ciekawy przepis do moich alkoholowych wynalazków. Trudno.

Nazwa „Curral das Freiras” (Zagroda Zakonnic) pochodzi od zakonu św. Klary z Funchal. Zakonnice chroniły się w tej odosobnionej dolinie w XVI wieku, uciekając przed atakami piratów.
Podobał Ci się wpis? Postaw mi wirtualną kawę.
A jeśli spotkamy się na szlaku, ja na pewno się zrewanżuję 😉

Atrakcje Madery – podsumowanie
Madera to wyspa nieoczywista. Poza tymi najbardziej znanymi i obleganymi atrakcjami, można tu też znaleźć miejsca kameralne. Nie tracą one nic ze swojego uroku, a może właśnie ich urok na tym polega. Nie ma tu tłumów i można spokojnie cieszyć się wyprawą na Wyspę Wiecznej Wiosny.
Jeśli chciałbyś zobaczyć sporo ciekawych miejsc, rozważ wynajęcie auta. Jazda po wyspie nie jest trudna, a drogi same w sobie potrafią być przygodą. Czasem wyjazd z kolejnego tunelu na chwilę odbiera mowę. Dzięki mobilności można też być niezależnym od transportu publicznego i zobaczyć dużo więcej fajnych miejsc. I to bez względu na to, czy szukasz ciszy i spokoju, czy wolisz tak zwane największe atrakcje turystyczne.